Gdzieś tam w sieci pisałem kilka słów o trzmielojadzie, ale dla Was, jeśli będziecie mieli chęć trochę poczytać, mam ciut więcej informacji. W końcu co swoi to swoi. Można by rzec sami swoi
Comatus, żeby nie było - pierwsze zdjęcie trzmielojada wrzuciłem tutaj z racji pełnego dla Was szacunku.
Żeby być w zgodzie z prawdą muszę się cofnąć do roku … 1982. Powiedzmy plus minus 1 rok. Trzmielojad jest od samego początku związany z torami kolejowymi i z kobietami. Wydaje się, że to dziwne połączenie, ale tylko dzięki niemu mogę pokazać Wam kilka fotek tego ptaka na ziemi i oczywiście na szynach. Wróćmy do historii. W I albo II klasie LO zwartą ekipą obskoczyliśmy kilka rajdów harcerskich. Czy teraz są takie imprezy? Oczywiście zawsze byliśmy pierwsi, choć nie zawsze wygrywaliśmy, bo za coś nas najczęściej dyskwalifikowali. Na jednym z rajdów, znając doskonale topografię terenu, zamiast iść zgodnie z opisem trasy polnymi i leśnymi drogami wydedukowaliśmy, że poważnie skrócimy sobie drogę idąc torami kolejowymi. Wiadomo kolej jedzie krótszą drogą a mleko ma najlepszy transport (ciekawe czy młodzież o tym wie?

) Tory wprowadziły nas w las a że ekipa była młoda, mieszana i bardzo energetyczna to tematyka rozmów zeszła oczywiście na tematy „krzaczkowe”. Idziemy tak już pewnie z godzinkę albo dwie i wiedząc, że i tak nadrobimy kilka km wcale się nie śpieszymy. Grupa rozciągnęła się na nie wiem jaką długość ale bardzo się rozluźniliśmy cokolwiek by to znaczyło. Weszliśmy w bardzo ostry, jak na kolej, łuk. Mało co nie wypadliśmy z trasy

Las wykarczowany wzdłuż torów zamienił się jednak w gęste krzaczowisko. Nie było żadnego zejścia. Słońce przyświecało leniwie a po niebie sunęły piękne cumulusy dodatkowo potwierdzając, że nie musimy przyśpieszać. Deszczu w to popołudnie nie będzie. W tej błogiej atmosferze rozmowy były coraz cichsze, może nawet intymne. Powietrze wypełnione było wonią wybuchającej wszędzie florystycznej zieleniny. Koniec maja. W głowie szumiało od niesamowitej ciszy, może też trochę od innych czynników, podbudowywanej tylko cichym brzęczeniem uwijających się wszędzie owadów. Noga za nogą, krok za krokiem, podkład za podkładem, chłopak za dziewczyną….. Uaaaaa !!!!!!!!!!!!!! „Czujka” idąca z przodu wydała okrzyk, który w tej sytuacji wydawał się przeraźliwy ale być może było to zwykłe Oooo! Albo w dzisiejszym języku Wow!. Dosłownie spod nóg koleżanki idącej na przedzie wyskoczył wielki ( nie czepiajcie się tego określenia bo piszę jak to wtedy wygladało ) ptak. Wyskoczył dosłownie spod ziemi. Po tylu latach trudno powiedzieć na jaki dystans zbliżyła się do niego pierwsza osoba ale była to odległość rzędu kilku kroków. Ptak wyrył dziurę w nasypie. Siedział w niej calusieńki i nie było go widać a co za tym idzie on również nas nie widział. Dzięki człowiekowi o ornitologicznym nazwisku (Sokołowski z resztą moja żoncia też jest Sokołowska

) oznaczyłem tego ptaka jako trzmielojada. Taki był początek moich obserwacji trzmielojadów na Kurpiach. A potem …….
Co się tyczy kadrów to wiem, że tu można byłoby ciut więcej z jednej strony a tu z drugiej ale nic nie ciąłem. Kadry 100% ogniskowa 275mm i chyba pierwszy raz robiłem foty w pionie.
5 Lecicie, lecicie - myślicie, że jesteście takie szybkie i sprytne, żeby siadać mi na głowie i jeździć po karku..

6 ... bezczelne jesteście, myślałem, że żartujecie ale...

7 ... i tak Was złapię!