Niniejszym uaktualniam zeszłoroczny wątek
Nastał lipiec, a każdy lipiec znaczy dla mnie tylko jedno - Bieszczady!
Jak co roku wyruszyliśmy z tatą w poszukiwaniu fotograficznych przygód w dzikie ostępy moich ulubionych polskich gór. Dwa tygodnie spędzone w towarzystwie mniej niż bardziej okiełznanej przyrody zawsze dobrze mi robią. Zasadniczo nie planowaliśmy jakichś konkretnych tematów - ważne było samo przebywanie w tym miejscu. A to miejsce, te góry mają w sobie taką niesamowitą magię - niespotykaną już w innych zakątkach. Oczywiście nie chodzi mi o Bieszczady pocztówkowe, ale te nieznane - z pozoru mniej, w rzeczywistości o wiele bardziej ciekawe. Tam właśnie w tych ciemnych lasach kryje się masa dziwnych stworów, które przyprawiają o mocniejsze bicie serca. I ja to właśnie kocham. W Bieszczadach po prostu można jeszcze poczuć się jak przed wiekami. Nie trzeba zobaczyć nic, by czuć lekki dreszczyk i niespokojnie odwracać się za siebie.
Jeszcze rok temu noce w lesie spędzaliśmy tylko na ambonach, tym razem kilkakrotnie spaliśmy prawie pod gołym niebem - w prowizorycznej czatowni - wtedy dopiero poczułem co to znaczy dzika przyroda - niesamowicie głośna cisza, w której każdy szelest wydaje się być rykiem, opanowała nas wtedy na całą noc...Zaraz po przyjeździe uznaliśmy, że jednak trzeba ustalić jakiś plan działania. Po rozmowie za znajomymi Bieszczadnikami postanowiliśmy rzucić się na baaardzo głęboką wodę. Postanowiliśmy, że spróbujemy zobaczyć naszego polskiego niedźwiedzia! Spotkania z niedźwiedziami albo są zupełnie przypadkowe ,albo wynikają z wieloletnich obserwacji i przebywania w terenie - wiedzieliśmy to, a mieliśmy do dyspozycji tylko dwa tygodnie. W czasie poszukiwań, oczywiście robiliśmy też zdjęcia innym lżejszym mieszkańcom gór.
Zaskoczyła mnie tegoroczna obfitość łań z młodymi. Były praktycznie wszędzie, a szczególnie upodobały sobie drogi. Obserwowałem też piękne byki, ale te wychodziły tylko w nocy. Bieszczady to jednak dziwne miejsce, bo pozornie, po ilości tropów rozmaitych zwierzaków powinno się tu roić od ogromnych chmar, wilków, żubrów i innych dzikich:). Tymczasem nic z tych rzeczy. Tropy są wszędzie, ale zwierzęta są jak duchy. Wszystkie ciekawsze sytuacje, które zaobserwowałem działy się w środku nocy. Czasami można tam przejść lasem 10 km i nie zobaczyć nawet jednej sarenki. Dużo by opowiadać o wszystkich przygotowaniach, ale ja opowiem tylko o ostatniej nocy, która miała być nocą ostatniej szansy. Po nieudanych 12 dniach poszukiwań „misia”, zaryzykowaliśmy i postanowiliśmy spędzić noc w zupełnie nowym miejscu. Na dużej ambonie przy nęcisku dla zwierząt. O dziwno, tak jak nigdy nie spotykaliśmy o tej porze ludzi w lesie - tam na nasze nieszczęście do wieczora kręciły się jakieś podejrzane typki.
To już zupełnie ostudziło mój zapał -straciłem wszelkie nadzieje na udane obserwacje. Przecież ludzie zostawili zapach i pewnie nawet marny dzik nie podejdzie ;)jak bardzo się myliłem! Po jakimś czasie ludzie odeszli. Powrócił klimat dreszczowca. Zapowiadała się piękna gwieździsta noc, w dodatku z pełnią. Moje dobre samopoczucie jednak wróciło. Przecież zawsze to noc w dzikich górach. Umówiliśmy się z tatą na godzinne warty - żeby niczego nie przegapić. Do jedenastej nie działo się nic. Akurat tata obejmował wartę...szybko zasnąłem...nagle obudził mnie przytłumiony, ale mocno zaintonowany szept taty - „Karol, karol -jest!” -„co jest , co się dzieje?” - zapytałem zaspany. „No niedźwiedź -chodź”. Cały czas ten przytłumiony szept ekscytacji nas obu - uwielbiam to!
Serce zaczęło mi bić niesamowicie mocno. Podszedłem do małego otworu w ambonie. Na początku nie widziałem nic. Nagle tuż po naszą amboną przebiegł młody niedźwiadek - nigdy tego nie zapomnę. Dzika przyroda u naszych..nóg ambony. Więc są co najmniej dwa - myśleliśmy. Później okazało się, że była matka z trzema młodymi. Słuchanie ich dźwięków zmieniło mój pogląd na te zwierzęta, a co najważniejsze- dowiedziałem się, że one na prawdę ryczą jak potwory. Chwila w której podbiegł prawdopodobnie młody samiec była niesamowita. Matka młodych chyba bardzo się zirytowała bo nagle nastał dwu sekundowy ryk, którego też nigdy nie zapomnę...a później cisza, i znów spokojna kolacja czteroosobowej rodzinki, a to wszystko przez pól nocy kilkanaście metrów od nas... Na pewno wrócę tam niebawem
kto doczytał do końca tego podziwiam. No a teraz zdjęcia
Były więc jelenie...
11.
12.
13.
Były krajobraziki :->
14.
15.
16.
17.
Była niesprzyjająca spokojnemu drzemaniu aura
18.
Były niedźwiedzie
19.
Tam w takim świetle będą stały następnym razem
20.
no i oczywiście był fotograf a la tarzan
21.
Koniec historii