Dzisiejszego dnia fotograficznie miało nie być, przynajmniej nie był ujęty we wczorajszych wieczorno-sylwestrowych planach. Jednak jak ogromnym nałogiem jest fotografika, przekonałem się dziś tuż po przebudzeniu. Czy warto było iść na 4 godziny gdy za oknem bardzo silny, porywisty wiatr, niebo zasnute chmurami a po nogami chlapa ? Jasne, zawsze warto, przynajmniej mnie nigdy nie zdarzyło się wrócić z poczuciem beznadziei, aczkolwiek czasem bywało blisko. Ale cofnę się w relacji do dnia wczorajszego - oczywiście chcąc zakończyć rok nie mogłem nie spotkać się z tymi, którzy dają mi radość życia, niekiedy jedyną. Za relację z 31 grudnia niech posłuży poniższy kadr:
29

Bieliki policzyć łatwo, jak trafnie zauważył Mr Kuna, występują tak obficie jak jemioła

Dodam tylko, że na drzewie obok siedział piąty. I do pewnego momentu wczoraj myślałem, że było ich pięć. Okupują to drzewo, mając z niego doskonały widok na to, co dzieje się przed budą. A działo się standardowo, pokaźna gromada kruków, kilka srok i wron. Myszołowy pojawiają się ostatnio o wiele rzadziej niż kiedyś bieliki, można by rzec stają się gatunkiem pożądanym :-> Dzień wygląda tak, że z widocznego na zdjęciu drzewa bieliki przelatują na brzozy które mam za budą a stamtąd lotem przechwytującym przelatują na biesiadnikami porywając ochłapy. Bez znaczenia jaką ilość bym wyłożył, 15-20 czy 30kg, wystarcza na mniej więcej 4-5 godzin. Jeśli do zabawy włączy się lis, czas ten naturalnie ulega skróceniu. Stąd moje wczorajsze rozmyślania, co robić ? W myślach wypowiadam życzenie znalezienia jakiejś większej padliny - to chyba jedyny sposób na w miarę udane kadry. Jaki blisko było a zarazem daleko, przekonałem się po powrocie do domu. Potrącona sarna czekała na mnie przy drodze, niestety (przez opieszałość znalazcy) ubiegła mnie straż leśna

Fakt ten zadecydował o tym, że dzisiejszy dzień miałem przebimbać w domu. Tak się nie stało tylko i wyłącznie z faktu, że zaczęło bardzo mocno wiać i tym samym nawiało mi w łepetynę pewien wariacki pomysł. Pomysł trafiony połowicznie, o czy powie pozostała część fotorelacji.
Zameldowałem się w budzie ok 11.30, zamiast termosu z herbatą zabrałem ze sobą otwartą wczoraj butelkę półsłodkiego wiśniowego 2-letniego winka, zdecydowanie smaczniejsze niż gorąca herbata a efekt po wypiciu taki sam. Odwilż na łąkach widoczna gołym okiem, zrobiło się szaro i ponuro. Przed budą przywitał mnie znajomy kruk - nie mam pojęcia skąd wypatruje mojego nadejścia, ale zjawia się tuż po moim przybyciu. Lokuję się w środku i czekam. Pierwsze zjawiają się myszołowy, coś nowego !
30

Pisk za budą oznacza, że jest ich przynajmniej kilka ale lądują dość opieszale. W międzyczasie pojawiają się pierwsze kruki i sroki. Potem kolejny myszak i następne. Zjawia się też piękny, jaśniejszy osobnik, zdecydowanie najmniej płochliwy
31
Usiadł na małej scenie, czyli obszarze przed budą ledwo obejmowanym przez szkło. Tam upatrzył sobie wołającego zza światów żywego kurzego trupa. Posiłkiem w samotności cieszył się bardzo krótko (zresztą podobnie jak grzebiący po drugiej stronie w gnoju bażant) - pojawia się jego czarny sen - kruk.
32
Używając młodzieżowego slangu, wywala wentyl i kasztani przy jedzeniu. Obleśne
Tymczasem towarzystwo zaczyna się rozkręcać. Targane za ogony i skrzydła myszołowy zaczynają ustępować miejsca krukom. Od dawna obiecuję sobie, że zabiorę szerokie szkło do budy i pokażę coś się pod nią dzieje ale póki co nic z tego nie wychodzi, poza tym kruki są ostatnio strasznie ostrożnie, może nie płochliwe ale uparcie wpatrują się w obiektyw. Dopiero pojawienie się bielika odciąga ich uwagę. Tyle na raz udało mi się objąć tej czarnej bandy łobuzów
33
Ich ilość śmiało można pomnożyć przez 4. Zwykle jest ich ok 30 sztuk ale w porywach bywa nawet ponad 50. Mijają pierwsze dwie godziny, myszołowy dały już sobie spokój, czasem zjawi się jakiś ale nie na długo. Lis w ogóle się nie pojawił za to nagle zza budy wylatuje bielik wzbudzając delikatny popłoch wśród kruków
34
Odlatuje w towarzystwie kruków na topolę z pierwszego zdjęcia. Zerkam jaka jest dziś frekwencja - 2 sztuki. Czekam więc na rozwój wypadków. Po 10 minutach jakieś 60 metrów przede mną ląduje bielik. Siedzi kolejne 10 minut przechodząc z miejsca na miejsce podszczypywany przez kruki, zrywa się i leci wprost na mnie
35
Wznosi się nagle, wylatuje za budę, po reakcji kruków widzę, że zaraz znajdzie się ponownie w polu widzenia. Jest !
36
Zawrócił za budą i pikuje w stronę kurzego padła. Nie trafia. Ja zresztą też, ale wszystkie naloty zza budy są tak gwałtowne i nieprzewidywalne, że w ogóle ciężko jest trafić cokolwiek :-> W tym momencie wiedziałem już, że sprawdziły się moje przewidywania co do dzisiejszego dnia. Pomysł nasunął mi się po zasiadce kilka dni temu, gdy wyłożyłem sarnę oraz kilka kurczaków. Bieliki generalnie idą na łatwiznę, jak się da wziąć na wynos to biorą nie robiąc sobie nic z większej leżącej padliny. Jak się nie da, wówczas lądują. Dzisiejsza sytuacja jest analogiczna z tego powodu, że nie udawało im się porywać kurczaków z powodu bardzo silnego wiatru - nalot zza budy oznaczał, że szybowały z wiatrem więc trafić było o wiele trudniej, do tego towarzystwo kruków wcale im tego nie ułatwiało. Dlatego zmieniły strategię. Zaczęły lądować przed budą, jakieś 30-40 metrów i stamtąd próbować porywać ochłapy. Pierwszy spróbował młody osobnik
37

Nie trafił, ale w międzyczasie jeden z nieco starszych zabrał krukom gdzieś na uboczu kawałek mięsa. Młodzik nachalnie zaczął domagać się spółki - diabli wiedzą z jakiego powodu, ale nic z tego nie wyszło.
38
Skoro nie udało mu się dwa razy, zostało trzecie rozwiązanie. To najkorzystniejsze dla mnie, dla niego poniekąd też

Ale zaczynam przesadzać z ilością zdjęć więc kończę pierwszą część. Spoglądając jeszcze na plac przed budą widzę, że nie dość iż kończy się padło, to kruki przeciągnęły je w dość niekorzystną lokalizację. Ale o tym w następnej części czyli C.D.N.