
Lipiec 2011
#481
(Paweł Wróblewski)
Napisano 18 lipca 2011 - 20:43
#482
(Sławek Wojtczak)
Napisano 18 lipca 2011 - 20:48
mówiłes, ze wiecej ziela niz wody i ze sie nie dało pływac, to myslałem, ze płyciznaslawoj - głęboko tam, ze 1,5m.

#483
(Paweł Wróblewski)
Napisano 18 lipca 2011 - 20:51

Dorwę wodery to jeszcze oblukam.
#484
(Andrzej Bulandra)
Napisano 18 lipca 2011 - 20:54
turbol, Twoje zdjęcia błotniaków to prawdziwe mistrzostwo.
emwi, bardzo ładnie pokazałeś ten strumień, przyjemnie się ogląda. Wilk do tematu!
Wiktor - gratuluję spotkania, fotki też dobre.
Ostrygojad:
712.
http://files.me.com/ambulandra/jjhibm
Canon 7DII + 100/2.8L + 100-400L II
ambulandra.fotoprzyroda.pl
#485
Napisano 18 lipca 2011 - 21:02
Andrzej_B jestem pełen podziwu za to spotkanie, oby mnie coś podobnego kiedyś spotkało, nigdy nie widziałem tego Pana

pol jak zwykle mistrzowskie ujęcia, piękna perspektywa i sama jakość. Wielki pokłon.
turbol Twoja korba na punkcie błotniaków nigdy mnie nie przestanie ciekawić, wspaniałe efekty dzięki temu możemy podziwiać, chyba należą Ci się podziękowania. To naprawdę piękne ptaki.
buteo fantastyczny przegląd gatunków w dobrym wydaniu.
Judyta cóż można powiedzieć? Chyba każdy marzy o spotkaniu takiego macho.
Kurdeniewiemco uważaj jak tak samemu wałęsasz się po takich topieliskach, ja w takich okolicach o mało źle nie skończyłem, choć Twoje zaparcie pełne jest podziwu.
Poczułem nagłe uderzenie! Zabolało! Co się dzieje? Co to za dźwięk pomyślałem? Wnet nuty znanej mi przecież melodyjki zaczęły się układać w spójną całość, całość która budzi mnie co dzień do pracy. Wybiła 1.20. Telefon zaczął szaleć na oparciu łóżka, pobudzony wibracją. Wstałem z ogromnym trudem, ostatnimi czasy natłok pracy i brak wolnego czasu wyjątkowo dały mi się we znaki. Dzisiaj po wyprawie też czeka mnie praca, niestety. Przygotowanie do wyjścia to właściwie już rytuał. Kawa w kubek, herbata w termos, kanapka do kawy, kanapki do budy, obmywanie oczu, ubranie. Kiedy kończyłem kawę niebo się otworzyło, a do uszu dobiegł ogromny huk uderzającego o parapety deszczu. Włączyłem komputer, naniosłem współrzędne geograficzne czatowni na stronę z prognozą. Oglądam i myślę. Światła nie będzie, to już wiedziałem dzień wcześniej, niska podstawa chmur, zatem będzie ciemno nawet jak na pochmurny dzień, opady przejściowe, lekkie, około 2.30 powinny ustać nad rejonem. Mam tam przecież 60 km, zatem możliwe, że wyjadę z tego frontu, który nad moim domem szaleje od poprzedniego dnia. To już ostatni lipcowy wypad w te rojny, wkrótce rodzinny wyjazd, w lipcu okazji już nie będzie, poza tym tęsknie za nimi, za skrzydlatymi, decyduję się jechać. Z resztą kawę już wypiłem, biorę wszystko pod pachę i ruszam. Momentami deszcz przeradza się w istną nawałnicę, czasem muszę zwolnić do 60 km/h, bo nic nie widzę, z resztą nie śpieszę się. W taki dzień jasność pojawi się wyjątkowo późno. Droga to istny slalom, ogrom płazów powychodziło na drogę i beztrosko zażywa tego naturalnego prysznica na rozgrzanym asfalcie. Temperatura powietrza jest zadziwiająca - 27, 5 stopnia, czarna linia drogi oświetlona reflektorami samochodu paruje tajemniczo. Wiatr słaby, zaledwie kilka węzłów. Biedne ropuchy, żaby i inne cudaki. Drogi w Polsce zbiorą tej nocy bogate żniwo. Jadę 80 km/h, nagle wyprzedza mnie z ogromną prędkością bus, za którym niczym fala uderzeniowa ciągnie się potężna smuga rozbitej w pędzie wody. Drogę znam na pamięć, jechałem nią mnóstwo razy, jeżdżę nią do rodziców, nad wodę, czasem służbowo. Skręt w prawo, skręt w lewo, teraz prosto. Praktycznie przed samym końcem widzę młodego lisa zabitego na drodze, widać że zabito go niedawno. Po chwili namysłu decyduję się go zostawić, choć wszystko do zabrania jest w bagażniku. Rękawice i worki foliowe jeżdżą ze mną wszędzie. Godzina 2.53 wysiadłem z auta, deszcz wyraźnie osłabł, w zasadzie to jeszcze tylko troszkę, symbolicznie smyra mnie ciepłymi kroplami. Panuje niezwykłe ciepło, jestem w krótkim rękawku i nie czuję zimna. Zakładam jednak bawełnianą koszulę, na to drugą z brezentu, a na koniec długą kurtę z kapturem, sięga mi aż do kolan, no i oczywiście wodery. Człowiek, który je wymyślił, powinien dostać nobla. Przez ramię przekładam torbę z podręcznymi rzeczami, na plecy sprzęt, w drugą rękę złożony dom wraz z umeblowaniem. Mimo, że jest czarno jak w piekle, widzę kontury znanej mi tak dobrze okolicy. Kukurydza już mnie przerosła, a zboże odbija się czystą żółcią, tak wyraźną mimo mroku. Nadal mam trochę wątpliwości, co do kierunku ustawienia budy. Zostawiam rzeczy 15 metrów od brzegu i cichym spacerem dobieram miejsce. Coś spłoszyłem! Niczym torpeda, z łoskotem pruje wodę i pędzi w przeciwnym kierunku, byle dalej od intruza. Wokół panuje zupełna cisza. Nie podoba mi się, zdecydowanie wolę wiosenną symfonię. Dokładnie w momencie jak zacząłem rozkładać namiot się zaczęło, tak mi się teraz przynajmniej wydaje. Z resztą, to bez znaczenia, bo efekt jest tu istotny. Nagle z nieba lunęło z taką siłą, że w 10-15 minut, jakie mi zajmuje rozstawienie biwaku, miałem przemoczone wszystkie 4 warstwy, a jedynym suchym miejscem na ciele były skarpetki. Skarpetki mam suche - pomyślałem, to w zasadzie najważniejsze miejsce i ponownie pomyślałem o noblu dla woderów. Włosy mokre opadły mi na czoło, całkowicie mokre plecy i rękawy, mokra klatka piersiowa, czułem zimno wody na gołej skórze, czułem skapujące po szyi krople. Kiedy wszystko rozbiłem, przykryłem namiot siatką, zostawiając dwa judasze, frontowy i lewy. Resztę skryłem, pod ciężką od wody siatą. W środku wydało mi się zdecydowanie bardziej przytulnie. Dziwne zaiste to uczucie, samotnie skulony człowiek, w małym namiociku, mokry, w wodzie po kostki, która spowita jest korzuchem rzęsy, dodającej jakiegoś mrocznego klimatu. Wokół ciemności, choć widać rozpościerającą się wodę, szarpaną ogromną ulewą, która również w namiot uderza z całym impetem wydając ten jedyny w swoim rodzaju dźwięk. Dźwięk z dzieciństwa, wakacje, namiot, mazury, morze, góry, zawsze pod namiotem, zawsze jak padało to stukot kropli wydawał ten zapadający w pamięć rytm. Człowiek wtedy cieszył się z namiotu i modlił się, żeby tropik przetrwał. Cóż, gdyby taka pogoda się utrzymała to pewnie nie zrobiłbym ani jednego zdjęcia. Za dużo wody leciało z nieba, żeby wyjmować sprzęt. Drobny deszczyk rozumiem, ale nie taką ścianę deszczu. Skuliłem w się w moje mokre ciuchy, nalałem kubek herbaty i patrząc się na okolicę spokojnie czekałem. Kubek herbaty to nieopisane błogosławieństwo dla organizmu i morale. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Deszcz słabnie, by po chwili znów uderzyć z całą siłą. Słyszę pojedyncze głosy łysek, perkozków, gęgaw, czasem kukułki. Na zbiorniku coś żeruje, pływa to w jedną, to w drugą stronę, nurkując nieustannie. Po mojej prawej stronie coś większego, w wielkości krzyżówki dosłownie na wyciągnięcie ręki przeczesuje pióra i zażywa deszczowej kąpieli. W tamtym momencie pogodziłem się, że nie przywiozę dobrych ujęć, szanse na jakieś zdjęcia maleją z każdą chwilą, przyjmuję to do świadomości, nie martwi mnie to wcale, bo czuję przyjemność, mimo zimna i wszędobylskiej wody, czuję że jest mi dobrze, że mogę siedzieć tutaj i podziwiać ten zupełnie inny od poetyckich opisów wschód słońca. Bardziej można tu powiedzieć o wschodzie jasności, bo słońce miałem tego dnia zobaczyć znacznie później, jak będę już w pracy. Cholerna ironia. Namiot ustawiłem tego dnia z nastawieniem, na bekasowate i lewy pas brzegu graniczący z drogą, to tam gdzie jednego razu odwiedziły mnie czaple. Jako drugorzędny teatr potraktowałem prawą flankę, pas gdzie jednego razu zauszniki sprawiły mnie i sobie tyle frajdy. Czapla się pojawiła nagle, najpierw zatoczyła krąg nad żerowiskiem, by potem usiąść dokładnie w tamtym miejscu, gdzie niegdyś mogłem je podziwiać. Teraz patrząc na notatki i zdjęcia, wiem że nie jest to najszczęśliwsze miejsce na czaple, pojawiają się sporadycznie i w miejscu gdzie pas brzegu jest goły, jakby go jakiś zapalony ogrodnik skosił przed paroma dniami, ciężkie warunki do ukrycia. Odkryta przestrzeń nie za bardzo mi tam pomoże. Nic w tym dziwnego, cała okolica oferuje dużo bezpieczniejsze miejsca, równie obfite w ryby. Weszła ostrożnie do wody i zaczęła swój śmiercionośny balet. Deszcz w tym momencie zaczął być już akceptowalny, ostrożnie wydobyłem sprzęt i ustawiłem na statywie. O zdjęciach nie było mowy, światłomierz nawet nie pokazywał minimalnej wartości, chciałem ją jednak poobserwować przez moment. Na wodzie zaczął się ruch. Do moich uszu doszły też dźwięczne gwizdy łęczków i kszyków. W oddali żurawie zagrały ponownie swój hymn, jakby chciały obwieścić okolicy, że pora wstawać. Gęsie kolumny powoli wypływały zza prawego pasa zarośli, stamtąd gdzie idzie nurt starego koryta. Mijają minuty, w dalszym ciągu jest okrutnie ciemno, do tego lejący deszcz, czyli idealne warunki, od siedzenia w miejscu organizm zaczyna się wychładzać, czuję jak temperatura powietrza spada, jak kostnieje mi ciało. Nie wiem ile czasu minęło zanim czas osiągnął 1/40 sekundy. Czas absurdalny na zdjęcia. W każdym razie był to czas, kiedy pierwsze gęsi już zeszły na ląd. Nad nami pojawiły się niezawodne rybitwy, czarne i zdecydowanie więcej rzecznych, więcej niż poprzednim razem. Ciekaw jestem, od czego to zależy? Pierwsze zdjęcia szybko potwierdziły to, co przecież doskonale wiedziałem. Jest za ciemno! Czekam dalej. Czapla niestety nagle zerwała się w powietrze i odleciała. Pożegnałem ją z ciężkim sercem, z wielkim żalem, za ciemno by uwiecznić jej obecność. Tego dnia w tym miejscu miałem już jej nie zobaczyć. Czaple mnie wyjątkowo fascynują, muszę przygotować miejsce z nastawieniem właśnie na nie, niezwykła jest gracja i jakiś nierealny wygląd, tych ptaków o przepięknych proporcjach. W moim odczuciu są niczym duchy, mistyczne, wręcz poetyckie. Siwe nie do zobaczenia, kiedy stoją na tle lądu w totalnym bezruchu, białe natomiast przepięknie kontrastują z szarością świata, swoją śnieżną szatą, prawdziwe królowe śniegu. Najlepszy efekt wyprawa by przyniosła, gdyby dopisały kszyki i łęczaki, kszyka co jakiś czas widuję w powietrzu, czasem gdzieś daleko wśród traw, nigdy jednak blisko szkła. Dlaczego się tak dzieje? Mam idealne wyjście szkła na obszar, w którym tak beztrosko żerowały ostatnimi czasy, podchodząc mi dosłownie pod nos. Idealna, czysta sceneria, aż prosiła się o obecność pięknie umaszczonego kszyka, czy figlarnego łęczaka. Drobne źdźbła trawy wystawały ponad wodną toń, delikatnie ozdobione sznurem pereł z padającego deszczu. Scena wręcz wymarzona. One jednak pozostawały poza zasięgiem, były nieopodal, nie więcej niż 10-15 metrów od miejsca przygotowanego na ich spotkanie, zasłonięte jednak gęstym, budzącym się do życia bunowiskiem. Na scenę wchodzi nieposkromiony nurek, świetny łowca ryb. Pan perkoz dwuczuby wraz z rodziną. Płyną oddzielnie dwa dorosłe osobniki, za każdym z nich warkoczyk, dwa maluchy, już samodzielnie i o własnych siłach.
713.

Są zdecydowanie większe niż poprzednio, wyglądają też na wyjątkowo zdrowe, bo bez przerwy się zaczepiają i ganiają wokół starego. Perkozy wraz z podopiecznymi rozdzielają się na różne rewiry zbiornika, zaczynają polowanie. Oczywiście jeden z nich płynie z maluchami w miejsce, gdzie nie jestem obstawiony szkłem, a siatka częściowo zasłania judasz. Perkoz nigdy tam nie wpływał, nie wiedziałem dlaczego, miałem podejrzenia, że może namiot go jednak troszkę odstrasza. Teraz jednak wpłynął. Nurkował i polował, malce próbowały naśladować mistrza, oczywiście robiąc przy tym mnóstwo wygłupów.
714.

Czym jest uwarunkowana zmiana pewnych ich przyzwyczajeń, nie mam na myśli jedynie perkozów, ale całej ptasiej gawiedzi? Momentami potrafią zachować się całkowicie niekonwencjonalnie, zupełnie nieprzewidywalnie i w sposób, który totalnie nas zaskoczy. To jest chyba w tym wszystkim najpiękniejsze, to właśnie wydaje się być tym, co mnie i podobnym do mnie ludzi, pociąga świat fotografii przyrodniczej. To nieznane coś, co od znanych nam z pozoru zwierząt może się przydarzyć właśnie dziś, nie jutro, nie za miesiąc, ale właśnie dziś i nigdy więcej. Całym harmidrem przepędziły dwie młode łyski, które kręciły się również w tej okolicy. Na tej samej stronie swój występ rozpoczął aktor, który zbił mnie nieco z tropu. Do dzisiaj nie jestem pewien, z czym miałem do czynienia. Pod uwagę brałem tylko dwa rozwiązania, młody zausznik albo perkozek.
715.

716.

Dziwny jegomość nurkował wesoło, pływał wokół mojego stanowiska, czasem rozpędzając się po tafli wody, by nagle, raptownie zahamować. Zbliżył się w pewnym momencie naprawdę blisko. Pocieszny z niego nurek, pięknie barwiona szyja i białe policki.
717.

718.

719.

Niezwykle długie nogi, oczywiście obszyte płetwami, miałem okazję przez ułamek sekundy je podziwiać, gdy tajemniczy ptak wdrapywał się już na legendarną bio-konstrukcje tuż pod powierzchnią wody, na której to młode łyski czy zauszniki często dawały mi foto - tematy. Uwieczniłem jego żer ujęciami, szkoda że było tak ciemno.

Zdjęcia dalekie od doskonałości, ale przynajmniej jakieś są. Perspektywa przy tej odległości również daje się we znaki. Nie mogę robić zdjęć z niskiego pułapu, zarośla za duże. Ogarnęła mnie jakaś melancholia, deszcz leniwie nakreśla koła na wodzie, wszystko jest pogrążone w szarości i jakimś dziwnym smutku. Gęsi tymczasem zrobiło się naprawdę sporo, wszystkie oczywiście z gromadką większych, bądź mniejszych dzieciaków.
720.

721.

722.

723.

724.

Zawsze na czele jedna dorosła i jedna zamykająca pochód, a w środku kolumna potomków idąca za prowadzącym po niewidzialnej nitce. Oczywiście zgodnie z naturą gęsi, ciągle dochodzi do jakiś utarczek, któraś jest przeganiana, czasem niektóre wzbijają się w powietrze, po chwili lądują nowe.
725.

726.

727.

Nad głowami swoją obecność co jakiś czas oświadcza kolejna eskadra gęsich lotników, zmierzająca gdzieś na pobliskie pola. W ogólnym splendorze i obfitości tego życia wokół mnie, pokazał się nowy uczestnik zabawy, zupełnie nieoczekiwany. W miejscu gdzie czekałem na kszyka, wynurzyła się na otwartą przestrzeń kropiatka. Pięknie i z gracją poczęła kroczyć w moją stronę.
728.

729.

730.

731.

732.

733.

734.

735.

736.

Wcześniej widziałem ją tylko raz, wczesną wiosną jakieś 7 km od tego miejsca, w rowie melioracyjnym, wtedy miała żółtawy dziób, ta miała dziób szaro – brązowy, reszta budowy anatomicznej, ułożenie ogona, kropka w kropkę z tamtą kropiatką. Zafascynowany bez opamiętania wyzwalałem migawkę, zapełniłem bufor, odczekałem i strzelałem serie dalej.
737.

738.

Niezwykle ubarwiona, zrozumiałem od czego wzięła nazwę. Robiła komiczne kroki wyciągając swoje długie nogi z wody i ostrożnie stąpając naprzód, co jakiś czas wydobywała coś z wody, by połknąć przechylając głowę do góry. Szła prosto na mnie! Po chwili była nie więcej niż dwa metry od budy.
739.

Nie było jak przejść dalej, namiot zbyt brutalnie wystawał w głębszą wodę, odgradzając podtopiony szlak swoją sylwetką. Wybiła się więc i uleciała w powietrze, lądując z mojej prawej, totalnie nieprzygotowanej do zdjęć. Poczułem się szczęśliwy, przywiozę kilka dość wartościowych kadrów. Oczywiście dalekich od doskonałości lecz jednocześnie takich, na które czasem będzie przyjemnie zerknąć. Przy tak bliskich spotkaniach, zawsze bardzo się cieszę, jest to bowiem też potwierdzenie, że namiot spełnia swoją funkcje, że moje zachowanie nie jest zauważalne, że ogólnie potrafiłem się w miarę wtopić w otoczenie. Mam nadzieję, że za kilka lat, jeżeli ta pasja mnie nie opuści, a myślę że nie, będę niczym stary wykrot na wyrąbisku leśnym. Będę niczym duch. W tym całym okalającym mnie życiodajnym tętnie przemijały kolejne minuty. Nad nami pojawił się błotniak nękany obficie przez śmieszki i rybitwy, nie widzę jakie dokładnie, pewnie czarne. W tej okolicy jest ich szczególnie dużo. Te ptaki też są dla mnie zagadką! Czasem pojawiają się rzeczne w dość licznej kompani, czasem nie ma praktycznie ich w ogóle. Od obserwacji oderwał mnie chłód, całkowicie mokre plecy podzieliły się wodą ze spodniami, te natomiast z innymi częściami garderoby i tak w zasadzie całkowicie mokry, samotnie siedział człowiek, podziwiając spektakl natury. Przed 7.00 palce u rąk rozmiękły się od wody, zrobiły się białe, a ja straciłem w nich czucie. 4 godziny w zimnie i wodzie, całe ciało drżało, a ja co raz trudniej wytrzymywałem chłód, który kuł mnie niczym szpikulec. Nie czułem kiedy wciskam migawkę do połowy, nie czułem w zasadzie już nic. Gęgawy totalnie rozluźnione otoczyły mnie od lewej strony i od wejścia, wraz ze swoim nielatającym potomstwem, odległość niestety przeszkadzała, przeszkadzały też wysokie zarośla. Nie mniej jednak niezwykły widok przedstawiał gąszcz traw z utkanymi gdzie nigdzie długimi gęsimi szyjami.
740.

741.

742.
http://img807.images.../7056/129pm.jpg
743.
http://img849.images...9/6162/130w.jpg
Najbardziej z tego wszystkiego zdziwiły mnie niezwykle grube i wyglądające na potężnie umięśnione nogi gęgaw. Widziałem je sporadycznie, w momencie jak swoim śmiesznych chodem, przemierzając kolejne metry zielnego dywanu, ukazywały mi się w całej okazałości, by po chwili znów ukazać jedynie szyje wystającą znad zarośli, szyje i głowy niezwykle przecież czujne.
744.
http://img845.images.../8420/126bw.jpg
745.
http://img23.imagesh...g23/7/125os.jpg
Tak doczekałem 7.40. Powoli zbliżał się czas na wyjście. Ta decyzja zawsze jest trudna, z jednej strony chciałbym jeszcze zostać, z drugiej czasu co raz mniej, przecież idę na 11 do pracy, jeszcze 8 godzin przede mną ciężkiego wysiłku umysłowego. Kiedy moja sylwetka wyprostowała się po wyjściu, niszcząc harmonię krzywizn i linii horyzontu, wszystko z ogromnym hukiem ruszyło do ucieczki.
746.
http://img33.imagesh.../1262/142dk.jpg
Żal mi było tych przerażonych istnień i wstyd, że mój gatunek wywołuje coś podobnego. Nurkujące poszły pod wodę, latające w powietrze, a te które nie potrafiły jeszcze podobnej sztuki, ruszyły w panicznym strachu przed siebie. Młode gęsi biegły skulone zaledwie kilka metrów ode mnie. Skuliłem się również, by chociaż odrobinę stać się dla nich mniej przerażający. Całą poranną ekspedycje zakończył spacer w rejon, gdzie zamierzam przygotować miejsce na czaple. Nie zwiodły mnie, ze starego martwego cmentarzyska starych olsów, zatopionych nurtem pradawnej odnogi, wybiło się w powietrze aż 17 sztuk. W tym przepiękne białe. Jedna w drodze powrotnej zerwała się dosłownie spod moich nóg, polowała w kanale melioracyjnym, zatopiona w gąszczu zarośli.
747.
http://img814.images...14/732/152b.jpg
748.
http://img196.images.../831/153mxn.jpg
749.
http://img607.images.../7632/154ty.jpg
Te rejony właśnie staną się celem mojej następnej przygody. Oby dane mi było ją przeżyć. Ten poranek był ciężką próbą dla mojego szkła, ciężką dla oka i ręki, czasy nie przekraczały 1/400 w najlepszych momentach, prac na potężnych czułościach i świadomość, że światło niweczy cały efekt. To była również ciężka próba dla siły woli i organizmu przemoczonego od deszczu. Dużą część zdjęć, z zapełnionych dwóch kart poszło do kosza, na dużej ilości czas naznaczył swoją obecność zamazanym obrazem. Mam nadzieję, że chociaż jakaś skromna część tutaj pokazanych, może się podobać.
#486
Napisano 18 lipca 2011 - 21:25
#487
Napisano 18 lipca 2011 - 21:31
i jaki ze mnie Mozart ? duża przesada, ale oczywiście dzięki ...
Judyta, patryk23, Andrzej_K, dzięki za słówko, ale z tym "wilkiem" do tematu to chyba lekka przesada ... żeby chociaż półdziki i bardziej czystej krwi był ...
X-T3, X-T20, X-M1, K-5 IIS, S5 PRO i pleśniaków garść, szklarni nie ogarniam
#488
Napisano 19 lipca 2011 - 07:41

obywatel, niezbyt często się tu pojawiasz, ale jak już coś wrzucisz to czas zaparzyć sobie kawkę, rozsiąść się wygodnie w fotelu i z przyjemnością zabrać za czytanie i oglądanie

#489
(Piotr)
Napisano 19 lipca 2011 - 08:04

obywatel, poczytać uczciwie powiem nie mogłem ale zdjęcia fajne - ładne i bogate tereny.
emwi, jak zwykle bajkowo, a po spotkaniu tego pieska spodnie na d...e całe

A ja dziś ptaszkowo - nadmorsko

750. Śmieszek tu dostatek

751. Mewy cień


752. Zdjęcie z serii: co to za ryba?

753. Morze - szumi 24h na dobę

Gorąco pozdrawiam
Piotr
#490
Napisano 19 lipca 2011 - 09:11

#491
Napisano 19 lipca 2011 - 09:52
a Twoje fotki miodne są :
750 ładnie skadrowane
751 z fajnym rytmem choć mz lepiej wyglądałoby w kwadracie
752 dobre pytanie

753 ładny podział kadru na trzy strefy, dobre BW
pozdro
X-T3, X-T20, X-M1, K-5 IIS, S5 PRO i pleśniaków garść, szklarni nie ogarniam
#492
Napisano 19 lipca 2011 - 11:02
#493
(Arkadiusz)
Napisano 19 lipca 2011 - 11:29
logielka: w.g mnie to mietus?
...a może to, babka bycza, której ostatnimi czasu pełno pływa w Bałtyku, a zdarzyło mi się, złowić ją także w Wiśle.
#494
Napisano 19 lipca 2011 - 11:50


Ja dam kilka fotek z dwóch ostatnich dni. Dodam że dzisiaj też o 4 w terenie ale jak to pisał Szczepan kartonów niestety brak

754.

755.

756.

757.

758.

759. a ten młodzian przechodził drogą bezczelnie obok mnie w odległości może 3-4 metry. Niestety światło już było kiepskie a i adrenalina zjadła profesjonalizm i fotki takie sobie


760.

761.

762. mój pierwszy czarny - przetarcie jest to teraz już tylko lepsze foty


763. dość spory crop

... jest wolna chwila??? No to czas do lasu
Canon EOS 5D III, C 24-105 f/4.0 L IS USM, C 300 f/2.8L EF IS II USM, TC EF 2.0x III, C 100-400mm L IS USM, "pośredniaki" - Manfrotto 055XPROB
#495
Napisano 19 lipca 2011 - 12:59
nie narzekaj, jest dobrzekartonów niestety brak
#496
(Piotr)
Napisano 19 lipca 2011 - 15:29

MUSTANG_71, niestety tu mam wolny net i nie wszystkie mi się otwieraja jedna konie na 756 bardzo mi sie podobają, może troszkę bym je rozjaśnił albo mój laptek bez podłaczenia do prądu przyciemnia ciut.
Spotkałem się dziś na wschodzie z naszym forumowym kolegą Koocorem - fajny gość, jak wszyscy z FP


Pozdrowienia

#497
Napisano 19 lipca 2011 - 15:31

MUSTANG_71, koniki- cudnie, daj do tematu- przyjemnie będzie do nich wracać, jak ja bym chciała tam być, gratuluję, wspaniale
obywatel, łał, ile fot i wszystkie świetne

Andrzej_B, fajniutki gatunek
#498
Napisano 19 lipca 2011 - 15:54


... jest wolna chwila??? No to czas do lasu
Canon EOS 5D III, C 24-105 f/4.0 L IS USM, C 300 f/2.8L EF IS II USM, TC EF 2.0x III, C 100-400mm L IS USM, "pośredniaki" - Manfrotto 055XPROB
#499
(Paweł Szydło)
Napisano 19 lipca 2011 - 16:26
turbol piękny lotnik!
emwi wszystkie bardzo dobre a 700 podoba mi się najbardziej
buteo świetna seria 692 i 696 fantastyczne
MUSTANG_71 piękne mustangi

Logiełka po pięknych widokach przyszedł czas na równie piękne ptasie kadry!
#500
(Andrzej Bulandra)
Napisano 19 lipca 2011 - 16:31
Andrzej_B jestem pełen podziwu za to spotkanie, oby mnie coś podobnego kiedyś spotkało, nigdy nie widziałem tego Pana
Ostrygojady żyja generalnie na pólnocnych obszarach Europy, ale czasami zalatują na nasze pomorze zachodnie. Niestety nie udało mi się ustalić, czy to był tylko gość, czy też osobnik "lęgowy".
Logiełka, brawa za 751. i 752.
MUSTANG_71, gdyby nie płotek na 757. zdjęcie byłoby jak z bajki - biały rumak na tle zachodzącego/wschodzącego (niepotrzebne skreślić) słońca. Gratuluję spotkania z dzięciołem czarnym.
Canon 7DII + 100/2.8L + 100-400L II
ambulandra.fotoprzyroda.pl
Podobne tematy
Temat | Podsumowanie | Ostatni post | |
---|---|---|---|
II plener grupy łódzkiej - 09.04.2011 |
|
![]()
|
|
III plener grupy zachodniopomorskiej - 12.03.2011 |
|
![]() |
|
Zwycięzcy konkursu "IV Pory Roku Fotoprzyroda.pl - Zdjęcie Roku 2011" |
|
![]() |
|
Zdjęcie roku 2011, fotoprzyroda.pl - Flora DOGRYWKA |
|
![]() |
|
Zdjęcie roku 2011, fotoprzyroda.pl - Fauna |
|
![]() |
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych