zdybi, a gdzie fotografujesz ? Może te moje jastrzębie poleciały wszystkie od Ciebie

Mnie by było szkoda siatki. Takie rzeczy szybko się kleją do rąk .Ja po raz kolejny powtarzam, że podziwiam taką formę fotografowania. W taki sam sposób fotografuje tez pol na stawach a wiadomo jak od wilgotnego ciągnie. Ja z roku na rok doceniam komfort czatowni. Każdego roku jakoś je udoskonalam i powstają coraz bardziej skomplikowane konstrukcje. W tym roku jest już całkiem dobrze, aczkolwiek jeszcze kilka rzeczy do zrobienia jest. W solidnej konstrukcji lepsze bądz jak kto woli wygodniejsze jest to, że wchodzę rozbieram się i mam pełna swobodę. Jest mi chłodniej - ubieram się, jest mi cieplej - rozbieram. W tym roku poprawiło się przede wszystkim to, że tak nie dostają nogi. Poprzednie trzy lata czatowanie odbywało się w kilku parach skarpet i butach. Były ocieplane, wędkarskie i jakieś specjalne wkładki , jednak nogi zawsze dostawały po dupie. A człowiek z roku na rok niestety coraz bardziej się psuje. Może jak się jest młodym to tak się tego nie odczuwa ale z wiekiem wszystko zaczyna strzykać. Dla mnie cztery lata i już widoczny spadek formy, ciekawe co będzie jak będę miała 40 chyba się rozsypie

W tym roku podwójna ocieplana podłoga pozwala na zdjęcie butów i siedzenie w skarpetkach (jedna ciepła albo dwie cieńsze pary). Wierz mi, że nogi naprawdę mają wtedy pełny komfort. Nie pocą sie jak ktoś pisał o saunie i się nie wychładzają. W tym roku kompletnie nie odczuwam problemów z nogami a to był mój główny problem. Marzły nogi - marzło ciało. To samo odnosi się do głowy. Nie muszę nosić z sobą sterty ubrań. Ubieram się w miarę normalnie. Bielizna termiczna, polar i zimowe spodnie myśliwskie. Czasami muszę się rozebrać, czasami jak buda zajdzie cieniem zarzucić kurtkę. Mam pełną swobodę a przy siedzeniu u mnie średnio 7 - 8 godzin to bardzo ważne.
Z ludzmi za dużo do czynienia nie miałam, poza pierwszoroczną wpadką z lokalizacja pierwszej budy

Pewnie, że mniejsza szkoda jak ktoś spali kupkę patyków. Moja buda stanowi jakąś wartość pienieżną, ale wpisuję to w ryzyko jakie jestem w stanie ponieść kosztem wygody. Ja tam wolę unieść jak trzeba nogę do góry, usiąść po turecku, zrobić wygibasa, rozprostować kości raz na trzy godziny czy stanąć na głowie bez zagrożenia, że gdzieś coś łokciem szturchnę. Poza tym, noszenie ze sobą za każdym razem dodatkowej torby klamotów, bo namiot czy tam tropik trzeba zabrać, karimatę, śpiwór i pewnie jeszcze kilkanaście innych rzeczy, przez las po ciemku, zimą to ja dziękuje. Samo targanie sarniny mi wystarczy. Za każdym razem myślę i po co mi to było

Ja ładuję aparat w plecak, telefon, słuchawki, zapasowe rękawice i sznurek.
Podziwiam, podziwiam i jeszcze raz podziwiam taką formę czatowania zimą. Ja jednak jestem wygodne zwierzę i cenię komfortowe warunki pracy. Może to jeszcze nie pięć gwiazdek ale trzy to już na pewno

A mobilne czatownie zostawiam sobie na wiosnę, lato i jesień. Nie ma to jak bzyczenie komara za uchem i mokre łokcie ... Właściwie to tęskno mi już od wiosny.
A i jeszcze co do zippo, bo ktoś się pytał. Dla mnie to zbędny duperel. Nie zrobił na mnie wrażenia. Więcej wylałam tej benzyny niż spaliłam. miałam wrażenie, że tam leję i leję i leję. Nigdy nie grzało tyle godzin co miało. Mimo, że wlewałam benzynę rano przed wyjściem i podpalałam w domu to bardzo szybko się to wypalało. Pomijając być może moją nieudolność to ciepło jest przyjemne ale przy chłodnych rękach natychmiast się ten metal wychładzał. Nie wiem jak inne ale moje zippo dawało lekkie ciepło, żeby zagrzać ręce musiałam to wyjąc z tego woreczka, w woreczku prawie zawsze mi to wygasało ,mimo że tego jakoś drastycznie nie zaciskałam. Żeby podtrzymywać ciepło musiało być na pół wyciągnięte z worka. Zapala się beznadziejnie. Ja robiłam to w domu od kuchenki gazowej jak ktoś wcześniej radził, ale nie do końca jestem przekonana czy to bezpieczne. Nie mam pojęcia jak inni sobie gdzieś to wkładają, bo mi potrafiło przygasać nawet w rękach jak tylko drastycznie zmieniał się poziom tlenu. Chyba więcej było z tym użerania niż przyjemności. Albo ja jestem gapowata, albo trafił mi się taki egzemplarz, który grzał nie dłużej niż 3 - 4 godziny. Póki co leży gdzieś w szafce i jakoś nie pali mnie, żeby to ze sobą gdziekolwiek targać.