Zachęcony komentarzami w wątku o krajobrazach górskich postanowiłem napisać relację z mojego wyjazdu w Alpy. Mam nadzieję, że komuś się przyda bo szukając samemu informacji przed wyjazdem natrafiałem niejednokrotnie na ścianę braku lub dezinformacji... ale o tym nieco później.
Kumple wpadli na pomysł: "Wejdźmy na Mont Banc! :D". Pomyślałem sobie ze trochę ich pogięło - żaden z nas nawet w Alpach nie był a oni od razu chcą na Blanca iść, najwyższy szczyt Alp i w sumie Europy. Ale pomyślałem: "Kuba, nie świruj, taka okazja może się nie powtórzyć". Postanowiliśmy się oczywiście dobrze przygotować. Z choinki się nie urwaliśmy, uprawiamy sportowe wspinanie w skałach, chodzimy nieco po Tatrach więc jako takie ogólne pojęcie i operacje linowe mamy ogarnięte. Pozostało się przygotować fizycznie (wyszło z tym jak zwykle ) i teoretycznie... z tym też wyszło "jak zwykle" - czytanie miliarda relacja i opinii od "ta góra to pikuś, niedzielny spacerek" po "nie idźcie tam nieprzygotowani i niedoświadczeni, to śmiertelna góra, zginiecie!" nie napawa optymizmem... trzeba było wybrać złoty środek. Takie filmiki (filmik nie mój ) też nie napawały optymizmem:
No ale nie dajmy się zwariować ;]
Mój wyjazd zaczął się wcześniej niż wyjazd moich kumpli gdyż w jedną stronę udałem się z moimi rodzicami, miłośnikami gór, którzy Alpy widzieli jedynie na zdjęciach i filmach (i na plakatach które w latach 80' ściągali od zachodnich pism co graniczyło z cudem w tamtych czasach). Teraz rodzice mogli ujrzeć te wszystkie miejsca na własne oczy
Ale od początku, gdzie się w ogóle udaliśmy? Masyw Mt. Blanc leży w zachodniej części Alp:
1.
Tu pierwsza rada. Jadąc w tamto miejsce koniecznością jest Furkastrasse - droga ciągnąca się dłuuuugą doliną przez połowę Alp (podkreśliłem ją czerwoną kreską). Czemu warto? dla widoków. To jest coś niesamowitego, droga wije się jak wstążka, przechodzi przez przełęcze, przez cudowne alpejskie doliny, szwajcarskie górskie wsie... żeby tam wszystko zobaczyć potrzeba by 2 dni... ale spokojnie da się ją przejechać w jeden dzień. Szczególnie piękne widoki są w okolicy osady Gletsch (trzeba odbić w prawo w stronę niesamowitych sztucznych zbiorników wodnych w samym sercu Alp) oraz przy wyjeździcie z Martigny, które jest podpisane na następnym zrzucie. Uwaga - wasz kierowca nie bedzie miał łatwej jazdy - zakręty 180 stopni, mijanki z przepaścią w dole bez barierek i różne inne atrakcje czekają na odważnych kierowców
Poniżej mapka przedstawiająca sam masyw Mt. Blanc i dolinę Chamonix - takie nasze zakopane.
2.
Nocleg mieliśmy na campingu "Bellevue" w Les Houches. To główne miejsce wypadowe na Mt. Blanc ale nie tylko. Pani która zajmuje się campingiem jest przemiła ale mówi tylko po francusku... ale da się z nią dogadać ;] są tam też ludzie którzy zawsze pomogą. Z tego kempu codziennie witał nas inny widok...
3.
4.
5. Les Drus
Z rodzicami było głównie zwiedzanie za pomocą kolejek i lżejszego trekingu ale powiem wam szczerze ze warto. Te ichnie kolejki to super sprawa, warto wykupić sobie karnet. Pierwsza wycieczka była pod Tete Rousse - schronisko na szlaku na Mt. Blanc rodzice chcieli przejść się kawałkiem mojego przyszłego szlaku. Dali mi w kość choroba bo okazało się ze wysokość na mnie podziałała dość mocno, na nich nie. W rezultacie ledwo zipiąc doszedłem do Tete Rousse z mega dużym kacem - nie, nie było imprezy dzień wcześniej - 3200m zrobiło swoje Na mojego tacie za to w ogóle nie zrobiło wrażenia, wprost przeciwnie, czuł się rewelacyjnie. No ale udało się porobić kilka ciekawych zdjęć i w ogóle - pierwszy raz widziałem lodowiec
6. Niesamowite struktury lodowca Bionassay
Kolejnego dnia postanowiliśmy zwiedzić Aiguille du Midi - najwyższy szczyt na który można wjechać kolejką, 3800m. Miejsce jest kosmiczne. Dosłownie, Aig. du Midi znajduje się na Arete des Cosmiques, znajduje się tam stacja meteo. Nie wiem jakim cudem ktoś wybudował tam tak wielką stację meteo, miejsce robi wrażenie a widoki jeszcze większe:
7. Obozowisko pod schroniskiem Cosmiques
8. Alpiniści(turyści?) w drodze...
9. Mt. Blanc i Mt. Maudit
W drodze z powrotem warto się zatrzymać i wysiąść na stacji pośredniej, można tam poobserwować sobie świstaki i wszędobylskie ciekawskie wieszczki:
10.
Kolejnego dnia - wycieczka nad Mer de Glac - największy lodowiec Alp Francuskich... i największe rozczarowanie ale też i szok... wystarczy tam pojechać i człowiek zaczyna wierzyć w efekt cieplarniany - lodowca prawie nie ma! schodząc na jego powierzchnię ( i do lodowej jaskini drążonej co roku) bo bardzo stromym ale też świetne przygotowanym, szlaku mijamy tabliczki mówiące nam "tu była granica lodowca 100lat temu", potem 50 lat temu, 20 lat temu, 10, 5... 5 lat temu. A do lodowca jeszcze ładnych kilkanaście metrów w dół. Ale widoki piękne i jeszcze jedna rzecz mnie okrutnie ucieszyła - mogłem na własne oczy ZOBACZYĆ miejsca i drogi i których czytałem w książkach o tematyce górskiej, słynne historyczne drogi Bonattiego i Cassiniego!
11. Mer de Glac i Grandes Jorasses w tle
12. Grandes Jorasses
13. Petit Dru
Kolejnym niesamowitym miejscem w które można się dostać kolejką był Grandes Montets. Poczatkowo
brzmiało dość niepozornie ale... szczerze stamtąd był najładniejsze widoki:
14. Glacier d'Argentiere - najładniejszy lodowiec jaki widziałem w tym regionie
15.Zbliżenie
Ciekawa historia - obok nas znajdowała się grupa turystów i przewodnik uczący zakładania raków itp. W pewnym momencie z chmur okrywając jeden z ośnieżonych szczytów zszedł sobie pewien pan, sprężystym krokiem schodzący po lodowcu, przeskakując szczelinę brzeżną i gwiżdżący sobie dziarsko. Pan podszedł do przewodnika obok nas zagadując go po francusku - widać kumple. Pan odziany był w podziurawiony wełniany sweter, czapkę z daszkiem, dziurawe drelichowe spodnie i buty które wyglądały jakby miały z 30 lat na które miał zamontowane raki które wyglądały na jeszcze starsze a w ręku trzymał czekan - wydobyty chyba z wnętrza lodowca i używany w epoce brązu... pan wyjął z kieszeni olbrzymi kryształ - nie wiem co do było ale było wielkie. Ciągle istnieją poszukiwacze kryształów jak widać... jeden z lodowców w tym rejonie nazywa się Glacier des Amthystes
I w sumie tak skończyła się część wycieczek z rodzicami. Doszła jeszcze wyprawa pod Mt. Blanc (tak tak, szaleni Francuzi i włosi wykopali tunel pod największa górą Europy...) do włoskiej Aosty żeby liznąć włoskich klimatów w Alpach i przejechać przez przełęcz św. Bernarda. Tak czy inaczej byliśmy tym wszystkim zupełnie oczarowani... wrażeń taka masa że ciężko to opisać,
każdy dzień wypełniony był po brzegi niemal. A dla mnie to był dopiero początek. Wkrótce przyjechali kumple z ekipy i następnego dnia mieliśmy udać się na nasz pierwszy, alpejski szczyt - Aig. du Tour, znajdujący się w północnej części masywu ale o tym drugiej części nie chcę was zawalać wszystkim na raz, fot też się dużo zrobiło
Dodam jeszcze tylko że sama atmosfera w Chamonix jest całkiem przyjemna - ludzie są pomocni i mili i wcale to nie jest tak że nie lubię wszędobylskich polaków, wręcz przeciwnie ale o tym nieco później. Tyle że to takie nasze zakopane... jest drogo, mnóstwo ludzi i wszędzie chcą z ciebie zedrzeć mnóstwo kasy. Kolejki to rewelacyjna rzecz ale też kosztują - niemniej warto. Możecie sobie na google.maps.com obejrzeć jak są rozmieszczone. Jest jeszcze mnóstwo kolejek na sąsiedni masyw Aiguilles Rouges (Różowe Igły) który może nie jest wysoki ale podobno bardzo urokliwy - znajduje się po drugiej stronie Chamonix i są z niego piękne widoki na masyw Blanca. No ale nie było czasu...
Koniec części pierwszej