Docieramy w okolice rzeki Dez. Geograficznie teren ten chyba można podciągnąć pod Mezopotamię. Planujemy tu spędzić ostatnie 3 dni. W dosyć bliskiej okolicy położone są miasta Shush, Dezful, Andimeshk i, nieco dalej, Shustar. Wstępny plan zakładał, że naszą bazą będzie Shush gdyż wiedzieliśmy, że w tym mieście znajduje się jakiś hotel. W hotelu tym, za mały i brzydki pokój, żądają równowartość 85 zł. Negocjacje nic nie dają, udaje się zbić cenę jedynie o 5 zł. W hotelu pojawiliśmy się około piątej nad ranem a obsługa natychmiast dzwoni do jakiegoś przewodnika, który oznajmia mi, żebyśmy się wyspali a o 13 on po nas przyjedzie i pokaże nam okolice. Najpierw myślałem, że rozmawiam z właścicielem hotelu i rozmowa będzie dotyczyła negocjacji ceny. Mój rozmówca informuje nas również, że w tej okolicy nie ma co robić przez trzy dni. On nam wszystko pokaże w jedno popołudnie. Oczywiście za opłatą. Informuję go, że nie potrzebujemy przewodników i sami będziemy decydować ile dni potrzeba nam na zwiedzenie okolicy, poza tym nie interesują nas zabytki i stare kamienie tylko ptaki. Z obsługą hotelu nie udało się porozumieć. Za pokój jaki nam zaoferowali możemy dać 30 zł a jak nie to do widzenia. Portier kazał nam czekać na kogoś ale nie mamy ochoty. Bardzo zdenerwował nas tym telefonem do przewodnika oraz jeszcze jednym faktem. Do hotelu doprowadził nas chłopak, który otrzymał za to 10 zł. Takie sytuacje zdarzają się w krajach arabskich ale w Iranie do tej pory nie miały miejsca. Zostawiamy portiera uboższego o dychę i wychodzimy.
Innego hotelu nie ma a zupełnie nie perskie przyjęcie powoduje, że mamy dość tego miasta i chcemy jechać do jakiegoś innego. Zatrzymujemy kilka taksówek ale każdy z przewoźników oferuje jakieś kosmiczne kwoty. W porównaniu z cenami taksówek w Polsce to i tak było tanio ale jak słyszę, że mam płacić 5 razy tyle co Irańczyk to trzaskam drzwiami i nawet nie podejmuję negocjacji pokazując jaki jestem obrażony. Niech sobie dalej stoi i cierpi jak nie chce jechać za uczciwą cenę.
Wyszliśmy z Shush i zaczęliśmy łapać stopa. Trafił się stary niemiecki mercedes. Najtańsza forma zbiorowej komunikacji. Jedziemy gdziekolwiek byle dalej stąd. Pan nie rozumie nic ale zawozi nas do miasta Dezful. Na dworcu pytamy o autobus a Pani biletowa prowadzi nas do kolegi taksówkarza, który oczywiście proponuję znacznie zawyżoną kwotę. Nie damy im zarobić. Idziemy sprawdzić czy to miasto ma centrum i poszukać sklepu z czymś na śniadanie. Na rondzie pomnik wielkiej ręki trzymającej amerykańską rakietę. Na murach malunki przedstawiające prawdopodobnie bohaterów wojennych. Ogólnie jest jakoś dziwnie. Patrzą się wszyscy ale nikt się nie wita, nikt nic nie mówi.
Udało się kupić jakieś bułki na śniadanie. Siadamy na placu zabaw żeby wymyśleć co dalej robić. Dwie ostatnie noce spędziliśmy w autobusach. Nie wiemy czy zostawać w okolicy czy jechać gdzieś dalej. W pewnym momencie ulicą przejeżdża samochód, który na nasz widok zatrzymuje się i cofa. Już w myślach obrażam kolejnego natrętnego taksówkarza. Podchodzi do nas młody chłopak i mówi po angielsku mniej więcej coś takiego:
-Cześć, jestem Ali. Witam w Dezful. Będzie mi bardzo miło jeśli będę mógł Wam w czymś pomóc. Oferuję do dyspozycji siebie i swój samochód. Zaszczytem będzie możliwość pokazania Wam mojego miasta. Przywieźć Wam może cos do jedzenia? A może jesteście zmęczeni? Potrzebujecie noclegu?
Nic lepszego nie mogło nam się przytrafić. Prosimy Alego o wskazanie jakiegoś hotelu. Na początku zaprasza nas do domu i mówi, że możemy mieszkać u niego ale nie chcemy sprawiać kłopotu. Upieramy się przy hotelu. Wozi nas po hotelach w Dezful ale albo nie przyjmują w nich turystów, albo nie mają miejsc albo są tak syfiaste, że my nie chcemy w nich zostać. Przy okazji Ali pokazuje nam Dezful, który okazuje się całkiem sporym miastem. Przez środek płynie rzeka Dez a przy brzegach widać trochę roślinności więc na pewno będą ptaki. Teraz jednak nie ma czasu się za nimi rozglądać. Nie chcemy zbyt długo zatrzymywać naszego nowego kolegi. W końcu Ali zawozi nas do sąsiedniego miasta Andimeshk i wreszcie tam trafia się fajny hotel za uczciwą cenę. Ali nalega by jeszcze gdzieś nas zabrać ale jesteśmy zmęczeni i nie chcemy sprawiać mu kłopotu. Odchodząc zostawia swój numer telefonu i każe dzwonic w razie jakichkolwiek problemów.
Spedziliśmy w Andimeshku i okolicach 3 dni i 2 noce. Pierwsze wrażenie jakie zrobił na nas ten region było kiepskie ale później było już tylko lepiej. Doszło jeszcze do kilku utarczek z chciwymi taksówkarzami ale z resztą osób rozmowy przebiegały bardzo miło. Zdarzyło się, że współpasażer taksówki oznajmił, że w jego mieście to on stawia i zapłacił kierowcy za nasz przejazd. Głównie spędzaliśmy czas poszukując ptaków nad rzeką w Dezfulu. Znaleźliśmy też wreszczie dobre piwo. Bezalkoholowe i ananasowe ale, o dziwo, dobre. Kilka razy próbowaliśmy udać się w jakieś bardziej dzikie rejony rzeki ale wtedy zjawiał się ktoś mówiący po angielsku, kto ostrzegał nas przed odchodzeniem w odludne miejsca. Podobno okolica jest pełna złodziei i jak będziemy się kręcić poza miastami to możemy zostać obrabowani. Początkowo nie wierzyliśmy ale skoro kilka osób w różnych miejscach zaczęło nam to powtarzać to postanowiliśmy nie ryzykować utraty aparatów i pieniędzy tuż przed powrotem do domu.
74. Ruiny młynów na rzece Dez.
75. Trzciniak głośny
76. Łowiec krasnodzioby
77. Rybaczek srokaty
78. Tymal iracki
79. Prinia
80. Czajka stepowa
81. Rybaczek srokaty
82. Czapla złotawa
83. Ruch uliczny w Teheranie. Wszyscy na raz w każdą stronę
84. Bazar w Teheranie
85. Bazar w Teheranie
Z Andimeshku nocnym autobusem jedziemy do Teheranu. Spędzamy tam dzień w okolichach bazaru i przejeżdzamy na lotnisko. Przez dwa tygodnie zobaczyliśmy kawałeczek Iranu. Pięknego kraju zamieszkałego przez bardzo gościnnych, miłych i pomocnych ludzi. Jeśli tylko się uda to na pewno wrócimy.
Jeśli spotkasz kogoś z Iranu to nie bój się podejść i przedstawić. Nie pożałujesz.
Dziękuję tym, którzy dotarli do tego miejsca. KONIEC
Użytkownik laszlo111 edytował ten post 08 stycznia 2015 - 16:49