Dokładnie 7 lipca przyszedł na świat pierwszy perkozek. Nie zorientowałem się bynajmniej od razu. Spędziłem sporo czasu nim zrozumiałem, co się wydarzyło.
Siedząca perkozowa, coś tam delikatnego upolowała, owada jakiegoś bo nawet nie potrafiłem dostrzec, co w zasadzie ma w dziobie. Gdy jednak odwróciła się i przytknęła smakołyk do grzbietu, pierzowy fartuch mamy, rozchyliła maleńka główka. Filigranowa, wielkości najwyżej dwu groszówki. Mimo swych rozmiarów, aptety miała dziarski i nawet z tej odległości widziałem jak rozchyla jeszcze mniejszy dziobek. Piękny pasiakowy strój, jeszcze chyba bardziej podkreślał dziecięcy urok malucha.
Cieszyłem się bardzo, nareszcie stało się. Okres długiego wyczekiwania i narażania się dobiega końca. Ponad trzydzieści dni siedzenia, deszczu, wiatru, mgieł, zagrożenia przez drapieżnika. Ta rodzina odnosi sukces. Jeszcze tylko parę dni, a perkozowa brygada będzie w komplecie. Ja natomiast wiedziałem, że czeka mnie okres wytężonej pracy. Tyle jest przecież jeszcze do zrobienia.
207.
Użytkownik obywatel edytował ten post 14 września 2013 - 21:03