Skocz do zawartości

Fotoprzyroda.pl używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Polub nas na Facebooku!       

x


Zdjęcie

Żurawisko


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
41 odpowiedzi w tym temacie

#1 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 27 lutego 2021 - 17:01

Pierwsza czatownia

Delete...delete...delete

 Od trzech miesięcy obchodziłem z nowo kupioną sigmą kaliber 150-500 pola i las. Wiedziałem gdzie i kiedy można napotkać zwierzaki i do domu przynosiłem sporo zdjęć. A w domu...

delete...delete...delete...

 Nie dająca się podejść blisko chmara jeleni biegająca po kaszubskich stokach, do tego gęste bukowe podrosty przez które widać tylko fragmenty zwierza. Sarny wciąż w tej samej pozie - zawsze wypięte do mnie tyłkiem i spoglądające do tyłu czy ich nie gonię. Przemykające w oddali lisy, ptasia drobnica strzelana od dołu i niemal zawsze z jakimś patykiem w kadrze. Żadnej

plastyki, duże kontrasty, a więc tylko zdjęcia dokumentalne a nie prawdziwa fotografia. Podchody dawały marny efekt.

...delete...delete...delete...

 Jeżeli nie mogę podejść zwierzaka, to zwierzak musi podejść do mnie. Jak to zrobić? Sprzęt powędrował do szafy a ja zacząłem studiować forum. I szybko wystudiowałem - czatownia!

 Kolejny miesiąc spędziłem na szukaniu miejscówki. Las odpadł od razu - sigma była za ciemna. Za to koło domu jest duża łąka po której hasały sarny, jelenie, dziki i lisy. Pośrodku łąki było małe bajorko przy którym można postawić czatownię bez obawy że będzie przeszkadzać rolnikom a jednocześnie był dobry widok we wszystkich kierunkach. Dwie palety, sześć kołków do których jako "ścianę" przybiłem podwójnie złożoną ogrodniczą matę cieniującą, na górę daszek z dykty i wreszcie o świcie 05.08.2012 zrobiłem pierwsze zdjęcia z czatowni:

11.jpg

 

A potem już co tydzień:

21.jpg

3

2.jpg

 

43.jpg

5

4.jpg

 

 Jesienne porządki i przygotowania do zimy sprawiły że postanowiłem skorzystać z czatowni dopiero zimą - na drapole.

Po nadejściu śniegu i mrozów zacząłem wywalać korpusy kurczaków które szybko znikały w paszczach lisów i dziobach kruków i myszołów. Wreszcie którejś niedzieli wyrzuciłem korpusy przed czatownię i po ciemku wpełzłem do środka. I tu niemiła niespodzianka - wewnątrz było sporo nawianego przez siatkę śniegu, do tego zimny wiatr. Już po kilku minutach telepało mnie z zimna, na szczęście zaczęło się robić jasno i usłyszałem krakanie przelatującego kruka. Jeszcze trochę i będzie widowisko! Niestety, kruk przeleciał jeszcze raz czy dwa i potem nic się nie działo. Gdzieś po godzinie udawania Eskimosa wróciłem skostniały do domu i wskakując do wanny z gorącą wodą stwierdziłem że p......ę zimowe zasiadki.

 Wiosną użytkownik łąki wypuścił krowy i czatownia została rozdeptana.



#2 Andrzej67

Andrzej67
  • Użytkownik
  • 207 postów

Napisano 28 lutego 2021 - 18:54

Zimą do czatowni musisz ubrać się jak na duży mróz, nawet gdyby tego mrozu nie było. Siedzisz nieruchomo i w tym cały problem. Lekko przyduże buty na podwójne grube skarpety to podstawa. Wież mi, ze da się kilka godzin posiedzieć bez marznięcia.



#3 Ariston

Ariston
  • Użytkownik
  • 746 postów
  • Wiek: 69
  • Lokalizacja:
    Kraków

Napisano 28 lutego 2021 - 19:41

Ja jestem zmarzluch, jak jest zimno np minus 12 st to mam na sobie wiele, wiele warstw. Stosuję też kamizelkę grzewczą zasilaną z power bank. Oraz.... świeczkę wstawioną pod siedzisko. I to działa.

#4 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 01 marca 2021 - 19:00

Dziękuję za porady zwłaszcza ta ze świeczką jest ciekawa. Wtedy dopiero zaczynałem przygodę z fotografią i nie miałem żadnych doświadczeń. Następne pięć lat spędzone w budzie z żurawiami dużo mnie nauczyło, ale o tym w następnych odcinkach.



#5 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 05 marca 2021 - 21:14

Nowa miejscówka

  Zniszczenie czatowni spowodowało że postanowiłem spróbować innego sposobu maskowania. W domu miałem worek starych, zniszczonych plamiatych i zielonych ciuchów przeznaczonych na szmaty które znajoma krawcowa przerobiła na dużą płachtę maskującą. Koszt - 20 zł. Efekty przeszły moje oczekiwania - któregoś dnia leżąc pod tym "prześcieradłem" na polu jakiś ptak chciał usiąść mi na głowę! Płachta miała jednak swoje wady: była ciężka i zajmowała dużo miejsca w plecaku, latem było duszno i miałem ograniczone pole widzenia, toteż rok później kupiłem siatkę maskującą 2,5 x 2m. Wreszcie miałem coraz więcej udanych zdjęć,  przeważnie futro i czasem wodno-błotne pierze. Jednak nie udało mi się upolować żurawia co stało się niemal moją fotograficzną obsesją.

 Żurawie pierwszy raz na żywo zobaczyłem mając 15 lat gdy z moich rodzinnych Żuław poszedłem do szkoły średniej w lesiste okolice Słupska. Widok tych wielkich, dostojnie kroczących po polach ptaków grających swój przejmujący hejnał wywarł na mnie wielkie wrażenie porównywalne z emocjami rykowiska. Do tego ich klangor był pięknym prezentem ponieważ przylatywały praktycznie w dniu moich urodzin. Niestety, zawsze widywałem je z daleka.

 Gdy zamieszkałem w małej wiosce na Kaszubach okazało się że w pobliżu jest kilka par żurawi. Od wiosny słyszę je codziennie nawet nie wychodząc z domu i często przelatują nad moim podwórkiem w drodze na żerowiska. Było więc oczywiste że próbowałem je focić, ale efekty były mierne:

6

1.jpg

 

Nasiadówki pod siatką też niewiele pomogły, gdyż te ostrożne ptaszydła zawsze trzymały się środka pola z dala od siatki rozpiętej między drzewami:

7

3.jpg

 8

 

4.jpg

 

 Pomyślałem że warto się zaczaić przy gnieździe. A najbliższe znajdowało się na torfowisku nazwanym Żurawiskiem. To bagnisko otoczone polami jest odległe zaledwie o kilkanaście minut marszu i ma ok. 3 ha. Porośnięte wełnianką i samosiejkami brzozy i sosny miało swoisty klimat:

9

2.jpg

 

 Zachodziłem tam coraz częściej obserwując zachowanie rodziny "strusi" i odpowiedniego miejsca na zdjęcia. Pomysł zasiadki przy gnieździe odpadł od razu z dwóch powodów: niedostępność terenu i moja wada kręgosłupa. Otóż mój kręgosłup jest pogięty jak paragraf i leżąc na brzuchu już po kilku-kilkunastu minutach dotkliwie bolą plecy i muszę zmienić pozycję, a takie wiercenie się na pewno wystraszyłoby te ostrożne ptaki. Do tego żurawie chodziły po całym rozległym torfowisku i trzeba było nastawić się na długie godziny oczekiwania zanim wejdą przed obiektyw. Postanowiłem znowu zbudować czatownię, tym razem obszerną i solidną. Przez kilka dni obchodziłem bagno w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca.

 Któregoś dnia obchodząc bagno,już o szarówce, za gęstą kępą łozin usłyszałem głośne krzyki żurawi. Wszedłem ostrożnie w krzaki kierując się w stronę głosu. Ptaki były coraz bliżej. Gdy usłyszałem łopot skrzydeł, przysiadłem w wierzbinie i po chwili kilkanaście metrów przede mną przebiegł żuraw odstawiając jakiś niesamowity, szaleńczy taniec. Nie da się tego opisać. Po kilku sekundach spostrzegł mnie  i spłoszony uciekł już bez dalszych wygibasów.

 Znalazłem miejscówkę.



#6 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 27 marca 2021 - 17:26

 Nowa czatownia

 Miejscówkę już znalazłem więc można było zabrać się za budowę czatowni. Wstępną koncepcję już miałem: buda miała być duża, aby swobodnie można było w niej rozprostować gnaty podczas kilkunastogodzinnej nasiadówki. Miała być wiatrochronna, a więc ściany z płyt osb. Odporna na deszcz, czyli z solidnym, odpowiednio ukształtowanym dachem. Lekka, o samonośnej i mocnej konstrukcji, ponieważ zamierzałem ją budować w garażu i wywieźć na miejsce dopiero w czasie mrozów by zdążyć przed żurawiami i nie kopać się przez rozmokłe pola. Pomysł budowy w domu okazał się trafny: pod dachem, z dostępem do elektryki, w każdej chwili można było coś sprawdzić i poprawić bez kursowania na trasie bagno-dom.

 Był dopiero wrzesień, miałem dużo czasu więc najpierw usiadłem do studiowania porad na forum. "Studia" zajęły dużo czasu, ale znalazłem kilka cennych uwag. Jedna z nich dotyczyła dwóch okienek: wyższe do focenia większych zwierzaków i niższe do zdjęć na leżąco. Wkrótce okazało się że była to znakomita rada.

 Druga uwaga dotyczyła nie tyle samej czatowni, co pewnego trochę wstydliwego problemu dotyczącego fizjologii. Ktoś doradził używanie butelki o odpowiednio dużej szyjce i w planach uwzględniłem wycięcie w podłodze odpowiedniego otworu jako "kibelka" do usuwania przerobionej kawy.

 Dużo napisano na temat maskowania, m.in. o zostawianiu w okienku butelki jako imitacji obiektywu, by ptaki były przyzwyczajone do widoku dużego błyszczącego "oka" wystającego z czatowni. Ponieważ moja Sigma miała dużą czarną osłonę przeciwsłoneczną zamiast butelki postanowiłem do zewnętrznej strony okienek przykręcić czarne plastikowe doniczki zbliżone wielkością do osłony.

 Wkrótce plan czatowni miałem już dopracowany i mogłem zacząć budowę.

 Miejsce samochodu w garażu zajęły dwie palety, cztery płyty osb 22 mm na ściany i jedna 18 mm na dach. Jako ścian bocznych użyłem całych płyt w których wyciąłem wizjery o średnicy ok. 4 cm, a na dole otwory w które można włożyć  przez paletę rury transportowe. Kolejną płytę przeciąłem na pół otrzymując przednią i tylną ścianę. Pozostała płyta 22 mm poszła na drzwi , klapy okienek i trzy  łukowate wsporniki dachu na który poszła cała płyta 18 mm

1.jpg

 

Palety całe dwukrotnie potraktowałem impregnatem, ściany boczne przykręciłem dużymi śrubami do belek palet. Wszystkie ściany połączyłem gęsto zwykłymi wkrętami. Środkowy wspornik dachu dodatkowo usztywnił konstrukcję. Na palety położyłem podłogę z dykty i wyciąłem w niej "kibelek" przy tylnej ścianie. Na to jeszcze kawał wykładziny jako ocieplenie. Drzwiczki na zawiasach z zasuwkami od zewnątrz i wewnątrz. Na taką skrzynię położyłem dach z płyty 18 mm który na odpowiednio wyprofilowanych wspornikach przyjął bez problemu zaokrąglony kształt by spływała deszczówka Całość z zewnątrz pociągnąłem impregnatem. Konstrukcja okazała się mocna, lekka i wystarczająco przestronna.

 W styczniu wreszcie przyszły mrozy. Umówiłem się z kolegą który ma ciągnik z przyczepką na transport "domku". Jeszcze s dwoma pomocnikami wsunęliśmy słupki grodzeniowe w otwory pod paletami i do góry na przyczepkę... Poszło bez wysiłku. Jazda po zaoranym polu i wreszcie czatownia na miejscu. Ustawiliśmy ją na skraju wierzbin, pod spód jeszcze wstawiłem kołek by złapać poziom i gotowe.

 W następny weekend obiłem wnętrze czarną matą ogrodniczą, wstawiłem materac z grubej gąbki ze starego łóżka i obłożyłem budę paprociami.

2.jpg

 

 Teraz pozostało czekać na przylot żurawi.



#7 Toke (Tomek Wielgus)

Toke
  • Użytkownik
  • 322 postów
  • Wiek: 42
  • Lokalizacja:
    Tarnów

Napisano 29 marca 2021 - 07:02

Kapitalna ta Twoja czatownia  - bardzo ciekawy jestem efektów :)



#8 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 30 marca 2021 - 18:44

@Toke Dziękuję za zainteresowanie tematem. Już myślałem że nikt tego nie czyta :) A efekty? Pierwsza nasiadówka mnie rozczarowała (o czym niżej), ale z czasem ta buda dała mi wiele radochy.

 

Pierwsza sesja

Już od miesiąca żurawie żerowały na polach, a ja z niecierpliwością zaglądałem z lornetką na Żurawisko co się dzieje, jednak na bagnie widywałem je jeszcze rzadko. Do tego była kiepska pogoda. Wreszcie żurki odkarmiły się i zaczęły więcej czasu spędzać na swoim podwórku, a i pogodynka zapowiedziała na weekend dziury w chmurach.

 Sobota, 4 kwietnia 2015. Pobudka o trzeciej, szybka kawusia, śniadanie i wymarsz. W czatowni kompletna ciemnica pomimo otwartego okienka i drzwi i miałem problem z rozstawieniem i zmontowaniem sprzętu po omacku. Największy problem miałem z rozłożeniem statywu bo jedna noga opierała się na grubej gąbce materaca i całość była niestabilna, więc rozciąłem gąbkę scyzorykiem i w tę szczelinę wstawiłem nogę statywu. Po kilku minutach szarpaniny ze sprzętem usiadłem przy okienku i ogarnęła mnie cisza i dziwny nastrój. Było ciemno i zimno, ale przytulnie. W suchej, dobrze zabezpieczonej przed wiatrem skrzyni nie odczuwałem tak dokuczliwie zimna którym hojnie częstowało torfowisko.

   Wreszcie zaczęło świtać i z sąsiednich mokradeł doszedł mnie krzyk żurawi. Wyjrzałem przez okienko w oczekiwaniu na odzew "mojej" pary, ale nadal nic się nie działo. Robiło się coraz jaśniej, żurawie z pobliskich Pińsków odzywały się co jakiś czas, aż wreszcie po lewej odezwała się para z Żurawiska. Wyjrzałem przez wizjer i daleko,na tle kępy tataraku ujrzałem "strusia".  Zastanawiałem się ile czasu minie zanim podejdzie pod czatownię, gdy po prawej usłyszałem fanfary pary ptaków. Byłem zaskoczony. Od kilku lat na przyległym polu i bagnie widziałem jedną parę z dwoma młodymi, a teraz wyraźnie słyszę głosy dwóch rodzin. No nic-pożyjemy, zobaczymy co z tego będzie.

 Czas wlókł się niemiłosiernie powoli. Obie pary odzywały się co jakiś czas po obu stronach czatowni, ale były za daleko by robić zdjęcia. Dochodziło południe, a ja byłem zdruzgotany - okazało się że postawiłem czatownię pomiędzy dwoma gniazdami, w pasie "ziemi niczyjej". Latem widziałem jak żurawie chodzą po całym bagnie, ale nie wiedziałem że są to dwie pary.

 Dochodziło południe a ja nie zrobiłem żadnego zdjęcia. Zastanawiałem się czy już iść do domu gdy usłyszałem krzyk żurawia bliżej czatowni. Wyjrzałem przez wizjer i zobaczyłem jak jeden "struś" powolutku zbliża się do budy. Czekałem chyba z godzinę zanim wszedł w obiektyw i wreszcie zrobiłem serię zdjęć:

1.jpg

2.jpg

 

3.jpg

 

4.jpg

 

Po kilku minutach pozowania żurek wrócił na swój teren, a ja zastanawiałem się co dalej. Wcześniej planowałem że będę siedział od wschodu do zachodu słońca, ale nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego. Głodny, niewyspany i przyzwyczajony do regularnego trybu życia miałem dość, do tego niechęć żurawi do wyjścia przed czatownię sprawiły że do domu zwinąłem się już o trzeciej.

 W domu przejrzałem zdjęcia: to nie tak miało być. Miała być tokująca para na tle brzózek a wyszło jak zwykle: szaro i nijako. Zastanawiałem się nad przeniesieniem czatowni bliżej jednego z gniazd, jednak nie chciałem tego robić w sezonie lęgowym. Postanowiłem że ten rok potraktuję jako "treningowy", a budę przeniosę jesienią.



#9 emwi

emwi
  • Lokalizacja:
    Warszawa

Napisano 30 marca 2021 - 22:03


Już myślałem że nikt tego nie czyta
a jednak :)

 

Fajna buda, przepiękne miejsce, z potencjałem na świetne środowiskowe kadry. Sam mam zamiar zmierzyć się z tematem, znam miejsce gdzie noclegują dziesiątki par i w przyszłym tygodniu ruszam na rozpoznanie.


X-T3, X-T20, X-M1, K-5 IIS, S5 PRO i pleśniaków garść, szklarni nie ogarniam
 


#10 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 02 kwietnia 2021 - 15:05

Sam mam zamiar zmierzyć się z tematem, znam miejsce gdzie noclegują dziesiątki par i w przyszłym tygodniu ruszam na rozpoznanie.

 

Trzymam kciuki i czekam na zdjęcia.



#11 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 11 kwietnia 2021 - 19:42

 Druga sesja

 Mierne efekty pierwszego posiedzenia sprawiły że temat żurawi postanowiłem odłożyć na później i na razie wróciłem do sprawdzonych miejsc i tematów, więc kwiecień i maj spędziłem na polach i nad wodą. Jednak w czerwcu na przyległych do Żurawiska polach znowu ujrzałem parę z już podrośniętymi młodymi i sprawa odżyła. Po pracy wsiadałem na rower i lornetkowałem bagno czy "moje" żurki chodzą przed czatownią. Po kilku dniach zorientowałem się że w dzień ptaki chodzą zarówno po polach jak i po bagnie, za to późnym popołudniem trzymają się torfowiska. A co najważniejsze - krążyły również przed budą.

 Iść czy nie iść?

 Po pierwszej sesji do domu wracałem zataczając się jak po dobrej bibie. Ze zdziwieniem stwierdziłem że zakwasy można mieć nie tylko od ciężkiej roboty, ale także od leżenia. Żuraw wyszedł przed budę ale dopiero po kilku godzinach i nie tam gdzie oczekiwałem. Znowu się męczyć dla kilku fot... Ale teraz widuję jak cała rodzinka spaceruje przed czatownią...Jest lipiec, niedługo młode zaczną latać na pola i tyle pracy włożonej w budę pójdzie na marne i czekać na następny sezon... Sprawdziłem prognozę pogody i piątek wieczorem ustawiłem na aparacie ISO 1600 (najwyższe przy jakim w moim aparacie nie pojawia się kasza zamiast modela), balans bieli na "cloudy" by z porannych zdjęć nie wiało niebieskim chłodem, wężyk w gniazdko, aparat na statyw, budzik na drugą trzydzieści rano i spać. Aha, jeszcze kawałek płyty OSB i kilka trókątów-łączników stolarskich by rano zamontować półkę której brak dotkliwie odczułem przy pierwszym posiedzeniu.

 Rano,w ciemnościach, przygotowany sprzęt rozstawiłem już bez gorączkowych macanek i z niepokojem oczekiwałem świtu by wkrótce znowu usłyszeć poranny okrzyk pary z odległych mokradeł z Pińsków. I tak było już zawsze: najpierw budziły się "piński", długo, długo nic i dopiero moje śpiochy. Tymczasem świt zamienił się w poranek, żurawie od czasu do czasu krzyczały po swoich stronach bagna a ja dalej oczekiwałem ich wizyty przed okienkiem. Wreszcie około dziesiątej w prawym wizjerze ujrzałem jak powolutku w moją stronę zbliża się para. Tym razem od strony biało-zielonych brzózek. Sprawdziłem ustawienia w aparacie i wycelowałem obiektyw w ich stronę, ale były jeszcze daleko. Oczekiwałem chyba jeszcze z godzinę zanim podeszły  przed czatownię i wreszcie mogłem zacząć sesję:

1.jpg

 

2.jpg

 

3.jpg

 

 Początkowo obawiałem się że ruchy obiektywu mogą je spłoszyć, jednak żurawie kompletnie nie reagowały na to co się dzieje w czatowni i spokojnie żerowały. Wówczas zaobserwowałem że dorosłe ptaki co chwilę podrzucają coś do jedzenia młodym pod dziób. Ponadto cała rodzina co jakiś czas przerywała jedzenie i przez kilka minut ptaki dokładnie porządkowały piórka więc miałem dobrą okazję by natrzaskać dużo zdjęć. Wreszcie ptaki powoli zaczęły odchodzić w stronę gniazda i zacząłem się zastanawiać czy wracać do domu. Była jeszcze młoda godzina więc postanowiłem jeszcze zostać, by po południu doczekać się kolejnej wizyty. Tym razem rodzinka zamiast traw wybrała za miejsce sesji malownicze brzózki:

4.jpg

 

5.jpg

 

6.jpg

 

7.jpg

 

Tym razem z czatowni wyszedłem później, choć grubo przed zachodem słońca, ale zadowolony. Miałem nie tylko zdjęcia, ale też dużo emocji z bliskiej obserwacji tych ostrożnych ptaków. Żałowałem tylko, że zraziłem się kwietniową zasiadką i przegapiłem czas gdy młode były jeszcze małe. Postanowiłem że w przyszłym sezonie okres lęgowy spędzę na Żurawisku bez względu na pogodę i fochy żurków.



#12 latarnik

latarnik
  • Użytkownik
  • 71 postów

Napisano 06 lipca 2021 - 21:47


Już myślałem że nikt tego nie czyta
, a jednak czyta  czyta i gratki za te opowiadanie zmaganie z tematem.

Kiedyś obserwowałem parę , z platformy zbudowanej na leśnym jeziorku . Przychodząc o 4 również miałem ciemności , i musiałem po lodzie cienkim załamującym się pokonać ok. 20m w woderach , a następnie przebierałem się w zimowe buty , budę miałem z mat. zastanego - spróchniałe kołki . Po jakimś czasie okazało się , że oprócz widywania strusi , założyły gniazdo i się do mego cotygodniowych nawiedzin , bez problemu przyzwyczaiły . Wchodziłem przed świtem , wychodziłem po ich śniadaniu , jak na żerowanie odleciały.

Więcej taki opowieści , fajnie się czyta , może dlatego , że większość z nas miała , ma podobne wrażenia . Pozdrawiam .



#13 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 18 lipca 2021 - 12:49


Więcej taki opowieści , fajnie się czyta , może dlatego , że większość z nas miała , ma podobne wrażenia . Pozdrawiam .

@latarnik Dzięki za przychylny komentarz. Dobre słowo zachęca do dalszej pracy, a więc ciągnę dalej:

 

Sezon 2016

Po odlocie żurawi kilka razy zachodziłem na Żurawisko by znaleźć nowe miejsce do przestawienia czatowni. Postawienie budy w pobliżu ścieżki którą żurawie chodziły z gniazda na pola gwarantowało zrobienie pewnych i dobrych zdjęć z młodymi i to o poranku. Miałem jednak poważne wątpliwości co do tego pomysłu. Obawiałem się że wiercąc się w budzie mogę zaniepokoić ptaki, poza tym nie udało mi się dosiedzieć do wieczora i nie chciałem ryzykować że wychodząc po południu mogę spłoszyć rodzinę powracającą z żeru do gniazda. Po namyśle zrezygnowałem z przenosin - w końcu moja fotografia ma być hobby a nie obsesją.

 Tym razem na zdjęcia postanowiłem pójść w pierwszomajowy weekend. Po doświadczeniach sprzed roku wolałem zaczekać aż żurawie będą spędzać więcej czasu na bagnie przy gniazdach i po cichu liczyłem że może będą już młode. Prognoza pogody była sprzyjająca - ciepło i słonecznie więc w sobotę 30 kwietnia raźno pomaszerowałem do mojej letniej rezydencji.

Świtało. Podobnie jak rok temu najpierw zagrała para z odległych Pińsków. Potem długo, długo nic i odezwała się para z lewej i po kilku minutach para z prawej. Tym razem opanowałem emocje i zamiast wypatrywać oczy przez szarówkę postanowiłem się zdrzemnąć wiedząc że żurawie prędzej czy później podejdą pod budę i w razie potrzeby obudzą mnie swoimi fanfarami.

 Wkrótce się rozjaśniło i wyjrzało słońce, żurawie od czasu do czasu pokrzykiwały aż wreszcie jeden z nich, "wschodni", zaczął się odzywać w pobliżu budy. Poczekałem jeszcze kilka minut i mogłem zacząć sesję:

1.jpg

 

1.jpg

 

Niestety, podszedł tylko jeden, drugi odzywał się w oddali od strony gniazda. "A więc samica siedzi dalej na gnieździe, jeszcze za wcześnie na młode" - pomyślałem. No nic, sezon dopiero się zaczął, a i tak żurki od rana współpracowały chętnie ponieważ po chwili w pobliżu odezwała się para "zachodnia". Wyjrzałem przez wizjer po lewej - druga para powoli zbliżała się do czatowni. Niestety, przez boczny otwór o średnicy ok. 3 cm ciężko było wycelować wielką sigmą, zwłaszcza że po przyłożeniu obiektywu do dziury praktycznie nie było miejsca by wcisnąć głowę między aparat a przeciwległą ścianę. Następny aparat będzie musiał mieć uchylny wyświetlacz, a na razie sigmę zastąpiłem krótszym C 200/2,8. Mimo mniejszych gabarytów canona wąski wizjer i tak dawał dużą winietę, ale coś wyszło:

2.jpg

 

Po zmianie canona na sigmę i iście gimnastycznych akrobacjach dalej obserwowałem zachodnich sąsiadów, niestety również bez dzieci:

 

3.jpg

 

4.jpg

 

Po kilku minutach pozowania para wróciła do gniazda, a ja zająłem się samotnym krzykaczem ze wschodu który krążył coraz bliżej czatowni robiąc dziwne wygibasy:

5.jpg

 

6.jpg

 

 

7.jpg

 

Wkrótce ojcowskie obowiązki wzięły górę i model odmaszerował do gniazda, by po jakiejś godzinie znowu zapozować przed obiektywem:

6.jpg

 

Podchodził coraz bliżej...

7.jpg

 

...aż w końcu musiałem skręcić zooma do 400 mm:

 

1.jpg

 

Był tak blisko, że bałem się że ptaszydło będzie zaniepokojone ruchami obiektywu czy manipulacją zoomu, jednak nic takiego nie nastąpiło i pan bagna spokojnie przedefilował przed budą i dostojnie wrócił do domu.

 Było już południe, a ja miałem już kilkadziesiąt zdjęć i dość wrażeń. Przed spakowaniem sprzętu tradycyjnie rozejrzałem się po okolicy by przy wyjściu z czatowni czegoś nie spłoszyć i w szuwarach w pobliżu gniazda "zachodniego" ujrzałem nowy temat do zdjęć:

 

4.jpg

 

5.jpg

 

Stawiając czatownię w tym miejscu obawiałem się że jedynym gatunkiem jaki będę focić to żurawie, jednak widok tej czapli wzbudził we mnie nadzieję że jednak będzie trochę urozmaicenia.

Tym razem do domu wracałem bardzo zadowolony.



#14 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 18 sierpnia 2021 - 11:22

 Sezon 2016 - cd

 

 Do czatowni poszedłem w tym roku jeszcze dwa razy, na początku i w końcu lipca. 3 lipca sesja zaczęła się wyjątkowo wcześnie, jeszcze o szarówce. Jeden z żurawi pary zachodniej, która zawsze budziła się wcześniej skorzystał z okazji że sąsiedzi jeszcze śpią opuścił swój rewir i wszedł na "ziemie niczyje". Wreszcie zbliżył się do budy na tyle, że mogłem użyć jasnej dwusetki.

 

1.jpg

 

Wkrótce odezwała się para ze wschodu i samotnik powrócił na swój rewir a ja przydusiłem komara. Wiedziałem już że nie przegapię wizyty ponieważ żurawie co jakiś czas krzyczały i można było poznać po głosie kiedy się zbliżają. Jednak obie pary uparcie trzymały się w pobliżu swoich gniazd. Czekam... Wyspałem się, sprawdziłem okolice przez wizjery- nic, czekam... Położyłem się w budzie prostując pokrzywione gnaty i wsłuchałem się w monotonne krakanie licznych tutaj kruków i czekam... Nadeszło południe, żurawie czasem pokrzykują gdzieś na skraju bagna więc czekam dalej. Czas dłużył się niemiłosiernie, już od kilku godzin czekam na sesję.

Żeby chociaż w pobliżu pokazał się jakiś wróbel czy sikorka. Kruki okupują zagajnik zbyt odległy by zrobić zdjęcie więc czekam... Powoli już dostawałem szmergla z tych nudów, dochodziła już czternasta i miałem wychodzić z budy gdy wreszcie para z prawej odtrąbiła podejście pod czatownię. Jeszcze kilka minut i mogłem zacząć sesję:

 

2.jpg

 

3.jpg

 

Okazało się że w tym roku parka ze wschodu ma tylko jedno młode które bez krępacji zaczęło hasać przed obiektywem. Niestety, mały był rzeczywiście mały i ginął w gęstwinie wełnianek i sitowia. Pomimo intensywnego ostrzału AF zawsze trafiał w jakąś zieloną przeszkadzajkę.

 

4.jpg

 

 Niestety, musiałem pogodzić się z myślą że w tej miejscówce nie zrobię zdjęć pisklaków. Żurawie obeszły swój rewir i niedługo wszyscy rozeszliśmy się do swoich domów.

 Następną wizytę złożyłem żurawiom po czterech tygodniach, 30 lipca. Po rozłożeniu sprzętu w ciemnościach uciąłem sobie już tradycyjną drzemkę w oczekiwaniu na świt. Gdy zaczęło się rozjaśniać rozległy się głosy budzących się rodzin w tradycyjnej kolejności:odległe Piński, zachodnie i wschodnie. Rozpocząłem "dyżur" przy aparacie - do wizyty żurawi było dużo czasu, ale o tej porze buszują lisy i przez bagno może przemknąć jakaś sarna. A najlepsze zdjęcia to te których się nie zrobiło bo nie było się przygotowanym. Wkrótce słońce zaczęło dawać ostro, minęła pora wędrówek zwierza i ułożyłem się do odespania zarwanej nocy wiedząc że na sesję żurawie obudzą mnie donośnymi okrzykami. 

  Jednak powtórzyła się sytuacja sprzed miesiąca. Wyspałem się i znowu czekałem... Znowu żurawie krążyły gdzieś w oddali i kolejne godziny upływały wśród nieustannego krakania setek kruków. Usiłowałem wzrokiem przesunąć wskazówki zegarka do przodu, ale się nie udało... Zapowiadało się, że wrócę do domu bez zdjęć. Jednak obserwując bagno w zeszłym roku widziałem jak żurawie często spacerowały przed budą po południu. A więc trzeba się przełamać i zostać do wieczora...

 Na szczęście około 13-ej żurawie ogłosiły że zbliżają się do czatowni i po kilkunastu minutach mogłem zacząć wyczekaną sesję:

 

5.jpg

 

Mocno zdziwił mnie widok młodego, który w ciągu miesiąca zmienił się z małego, żółtopuchatego gęsiaka w duże szaro-brązowe ptaszydło bardziej przypominające kondora:

 

6.jpg

 

Tymczasem ptaki były coraz bliżej:

7.jpg

 

8.jpg

 

... i wkrótce odeszły dalej. A ja zastanawiałem się co dalej. Było już po południu, organizm przyzwyczajony do regularnego trybu życia domagał się domowych luksusów. Ale wracać do domu po jednej sesji? Przecież popołudniu żurawie często kręcą się przed czatownią. Jak to się mówi: duch ochoczy, ale ciało słabe. Ale wreszcie duch zwyciężył i po szesnastej pokonane ciało pozostało w czatowni. O dziwo, po południu czas jakby przyspieszył i już po godzinie miałem następną wizytę, tym razem w miękkim popołudniowym słońcu:

1.jpg

 

2.jpg

 

3.jpg

 

Tym razem żurawie krążyły w okolicach czatowni długo, prawie do wieczora:

4.jpg

 

5.jpg

 

Wreszcie o zachodzie słońca rozpoczęły wieczorną toaletę...

6.jpg

 

7.jpg

 

8.jpg

 

... i poszły do domu. Dałem im czas na dojście do gniazda i też poszedłem do domu.



#15 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 18 września 2021 - 14:13

 Kozioł i demon

 

 Z każdym wyjściem do czatowni zdobywałem nowe doświadczenia. Po kilku wyjściach na Żurawisko poznałem możliwości sprzętu i czego mogę się spodziewać na torfowisku i wkrótce przygotowania do wyjścia nabrały pewnej rutyny.

 Dzień przed wyjściem ładowanie zapasowej baterii. Do puszki podpinam 200/2,8 - o szarówce może pojawić się lis, a przed budą są ścieżki wydeptane przez sarny. Sprawdzam czy AF jest ustawiony na punkt centralny. ISO ustawiam na 1600- najwyższe, przy jakim na tej matrycy widać coś więcej niż kaszę. Format zdjęć przestawiam z preferowanego przeze mnie RAV/JPG na JPG - raw-y w kiepskim oświetleniu dają więcej szumu niż jpg-i. Balans bieli ustawiam na cieplejsze "cloudy". Wpinam wężyk spustowy w aparat i mocuję od razu zestaw na statywie by w ciemnościach czatowni nie bawić się w irytujące macanki. Zestaw wkładam do nogawki odciętej ze starych grubych zimowych spodni którą z obu stron związuję sznurówkami. Do drugiej nogawki wkładam tele. Takie kiszki wyglądają śmiesznie, ale okazały się praktyczne. Dość dobrze chronią sprzęt przed obijaniem się, mają uniwersalny rozmiar (wchodzi aparat ze statywem) i ciche, niezawodne "zapięcie" - bez trzeszczącego rzepa i zacinającego się zamka. Do plecaka idzie też "siuśbutelka". Z tym elementem wyposażenia przy pierwszym wyjściu miałem nieoczekiwanie drobny problem :lol:.

 Przy pierwszym wyjściu wziąłem butelkę po napoju która miała cienkie ścianki. Gdy użyłem jej pierwszy raz, odstawiłem ją na bok i przysiadłem znowu do obserwacji bagna. Po chwili usłyszałem dość głośny trzask jakby zgniatanego plastiku. Zdziwiłem się, bo przecież butelka stała z dala ode mnie i nie mogłem jej przygnieść, ale butelka trzasnęła jeszcze raz. Okazało się,  że ciepła "kawusia" rozmiękczyła cienkie ścianki i parując w środku prostowała wgniecenia butelki powodując owe odgłosy. Na następne wyjścia zabierałem już grubościenną butelkę po płynie do płukania tkanin.

 Po wieczornym pakowaniu plecaka przygotowywałem ciuchy by się ubrać "na cebulkę". Rano od bagniska ciągnął dokuczliwy ziąb, za to w południe przy ciepłej pogodzie szczelna buda zmiękczała mnie w sosie własnym.

 Dzwoni budzik. Wychodzę na dwór i patrzę w niebo - widać gwiazdy, więc nie ma chmur, będzie słońce. Silny wiatr oznacza zmianę pogody, wtedy spokojnie wracam do ciepłego wyrka. Jest lekki wietrzyk - jest ok, można iść. Robię dwa termosy zbożówki, jeżeli ma być gorąco biorę jeden termos i butelkę pepsi. Przekładam suchary z trzeszcząco-szeleszczących opakowań do "cichego" pudełka na kanapki. Jestem przygotowany - można ruszać w teren.

 Wchodzę do budy, zamykam drzwiczki. Odpalam komórkę i blaskiem wyświetlacza sprawdzam czy są nieproszeni goście. Szczególnie upierdliwe są osy których gniazda eksmitowałem kilka razy. Wyłączam komórkę, zdejmuję klapę okienka i w ciemnościach  rozstawiam sprzęt. Jak zwykle szykuję się do drzemki. Wyłożyłem się na podłodze czatowni, pod głową plecak, ciemność i cisza... i mlaskające odgłosy stąpania po bagnie...

 Sarna! Pewnie po nocnym żerowaniu na polach będzie chciała przejść w zagajniki po drugiej stronie bagna ścieżką wydeptaną jakieś 20-30 metrów od czatowni.

 Usiadłem przy aparacie i rozejrzałem się po bagnie. Odgłosy kroków dobiegały mnie z kępy łozin z boku czatowni. Na wschodzie niebo już się rozjaśniało, ale przed czatownią na niebie świeciły jeszcze gwiazdy.

 Cholera! Ciemno!

 Po prawej z krzaków wyszła ciemniejsza plama i mlaskając raciczkami szła spokojnie przed czatownię. Na tle jeszcze ciemnego nieba ujrzałem wyraźnie parostki. "Jeżeli przystanie na chwilę to będę miał fajne zdjęcie sylwetki" - pomyślałem i włączyłem aparat. W oczy błysnęło światło z wyświetlacza. Wycelowałem aparat i... w tym momencie usłyszałem  tak przeraźliwy krzyk kozła że aż przeszły mnie ciarki. Byłem kompletnie zaskoczony również wystraszony. W pierwszej chwili pomyślałem że może dopadł go jakiś pies, ale widzę wyraźnie że kozioł stoi w miejscu niczym posąg. Krzyknął po raz drugi, w jego głosie wyraźnie było słychać śmiertelne przerażenie. Tak głośno nie krzyczała nawet ranna sarna którą kiedyś potrącił samochód. A ten stał i ryczał jakby obdzierano go żywcem ze skóry. Nagle moje przerażenie tą sytuacją minęło, wyłączyłem aparat i roześmiałem się a kozioł w tym momencie pognał przed siebie jak wystrzelony z łuku nadal drąc się jakby gnał go demon.

 Tymczasem demon który go wystraszył siedział w ciemnej czatowni i próbował sobie wyobrazić jak w okienku czatowni wyglądała jego twarz oświetlona blaskiem wyświetlacza wzmocnionym odbiciem od okularów.

 Do listy przygotowań przed wyjściem do czatowni przybył jeszcze jeden punkt - do oporu ściemnić ekran wyświetlacza.



#16 PREM (Przemek Zięba)

PREM
  • Lokalizacja:
    Lublin

Napisano 19 września 2021 - 08:40

Brawo i zdjęcia i tekst bardzo fajne !



#17 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 20 września 2021 - 17:33

Przemku - dziękuję za uznanie, zwłaszcza że jest to forum fotograficzne a nie literackie. Zwłaszcza że choć dużo czytam, ale nie lubię pisać :) Są jednak w naszym hobby sytuacje i emocje których nie da się zapisać na matrycy, ale głęboko zapisują się w naszej pamięci.



#18 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 25 września 2021 - 23:29

 Sezon 2017

 

  Po bezśnieżnej zimie nadeszła wiosna,a wraz z nią pojawiły się żurawie i... marcowe śniegi. Po nieciekawej fotograficznie zimie (brak zimowej czatowni) przylot żurawi dał wreszcie szansę na lepsze zdjęcia. Przytulna i sucha czatownia stała się niemal naturalnym elementem Żurawiska i ptaki podchodziły do niej blisko umożliwiając focenie nawet przy kiepskiej pogodzie która gwarantowała również brak kontrastów i wkurzających przepałów tak dokuczliwych przy letnich zdjęciach. Tak więc w niedzielę19 marca, okutany w ciepłe zimowe ciuchy, pomaszerowałem raźno do mojego letniskowego domku.

 Po tradycyjnej drzemce przysiadłem przy okienku by sprawdzić czy coś się dzieje na torfowisku i w brzeziniaku po drugiej stronie bagna ujrzałem dwie sarny. Tym razem nie przemykały do swojej dziennej ostoi, lecz spokojnie żerowały wśród brzózek.

 

3.jpg

 

 Ten widok bardzo mnie ucieszył, bo chociaż czatownię stawiałem praktycznie tylko na żurawie, to jednak fajnie mieć trochę urozmaicenia. Tymczasem jedna z saren w poszukiwaniu pokarmu wyszła z brzeziny na torfowisko.

 

4.jpg

 

 Przypatrywałem się żerującym sarnom w błogiej nieświadomości że jest to pierwszy sygnał zmian jakie powoli zaczęły zachodzić na torfowisku. Wkrótce boleśnie (i to dosłownie) zarastanie bagna wymusiło wiele ciężkiej, niemal katorżniczej pracy. Ale o tym będzie w dalszych częściach.

 Tymczasem zaczął padać mokry śnieg, sarny po śniadaniu zaszyły się w swoim zagajniku i na scenę wkroczył "Rusek" (żuraw ze wschodniego gniazda).

 

1.jpg

 

 Tym razem dumny dotychczas pan Żurawiska dreptał teraz jakby bezradnie wśród zeschłych traw szukając czegoś zielonego do jedzenia.

 

2.jpg

 

 Obserwując go kołatały mi się w głowie różne myśli. Czasami zazdrościmy zwierzętom ich wolności. Podziwiamy ich przystosowanie do życia w naturze - zjedzą jakieś zielsko albo robala,bez uprawiania ziemi, wykopią sobie norę albo zrobią gniazdo z patyków i mają dom bez kredytów. Zimą ogrzeje je gruba sierść albo, jak żurawie czy bociany, polecą do ciepłych krajów gdzie nie muszą martwić się o opał. Ale właśnie w taką pogodę jak dziś ludzie siedzą w ciepłych domach sięgając po jedzenie do pełnej lodówki nie wiedząc że co najmniej połowa młodych dzikich zwierząt ginie pierwszej zimy z głodu i zimna.

 Wkrótce zmokły żuraw poszedł na pola szukać oziminy, a mnie też wreszcie zrobiło się zimno i wróciłem do ciepłego domu.

 Posiedzenia w czatowni dawały mi wiele frajdy, więc nie czekałem do maja na młode i zieleń brzózek, sprawdzałem tylko prognozy pogody by było dość ciepło i przelotne zachmurzenia aby uniknąć przepałów i 17 kwietnia znowu ruszyłem do budy. Tym razem nie było żadnych niespodzianek, można powiedzieć że było wręcz nudno - para "Rusków" ze dwa razy zrobiła rundę przed czatownią bym mógł wrócić do domu ze zdjęciami.

 

3.jpg

 

4.jpg

 

5.jpg

 

1.jpg



#19 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 09 października 2021 - 18:38

 Ciepłe, słoneczne przedpołudnie. Żurawie już dawno temu zrobiły poranną rundę przed budą i poszły gdzieś na pola. Leżałem w czatowni wsłuchany w nieustające od świtu krakanie kruków okupujących świerkowy zagajnik po drugiej stronie torfowiska. Czas płynął leniwie, ale byłem już przyzwyczajony do "nicnierobienia" w oczekiwaniu na okrzyki oznajmiające wizytę żurawi na scenie przed czatownią. Lecz tym razem moją uwagę zwrócił inny głos- szelest rozgarnianych paproci od strony pola gdzie była ścieżka do czatowni. Kolejne odgłosy świadczyły o tym, że do czatowni ostrożnie podchodzi coś/ktoś na dwóch nogach.

 Pewnie ktoś obcy zauważył dziwną konstrukcję i chce zobaczyć co to jest, bo miejscowi wiedzieli o moim "domku" i do czego służy i nie zaglądali tutaj. W wyobraźni widziałem już minę przybysza który usiłuje otworzyć zamknięte od środka drzwiczki, które otwiera mu dorosły facet spędzający weekend w trochę większej trumnie. Jednak przybysz nie podszedł do drzwiczek, lecz ostrożnie przechodził obok czatowni.

Zaintrygowany wyjrzałem przez wizjer. To Pan na Żurawisku dostojnym krokiem wracał okrężną drogą z pól na gniazdo nie zaszczyciwszy mojej konstrukcji nawet jednym spojrzeniem.

 

Sezon 2017- cd

13 maj

 Niemal zawsze przed czatownię przychodziła para Rusków, a Niemce trzymały się z dala na uboczu. Jednak tego dnia to właśnie jeden Niemiec zrobił niespodziankę i postanowił podejść bliżej...

 

1.jpg

500 mm

... aż musiałem obrócić aparat w pion i skrócić ogniskową...

 

2.jpg

289 mmm

...by w końcu skręcić zoom do oporu:

 

3.jpg

 150 mm

 

Pokręcił się chwilę przed budą, jednak był za blisko by zrobić dobre zdjęcia, po czym wrócił do rodziny.

4.jpg

 

Potem obszedł jeszcze swój rewir...

 

5.jpg

 

... i zniknął wśród swojej kępy tataraków.

 Po powrocie do domu przeglądając zdjęcia zwróciłem uwagę na zielone plamy w kadrze i gęstrze niż w zeszłym roku brzózki. Postanowiłem że po odlocie żurawi zajmę się przeszkadzajkami dopóki są jeszcze małe.

 

3 czerwiec

 Po tradycyjnym porannym obchodzie Ruska

6.jpg

 

w pobliżu czatowni usłyszałem znajomy głos. Wyjrzałem ostrożnie przez okienko i kilkanaście metrów dalej, z boku, ujrzałem nowy gatunek na bagnie zajęty obrabianiem jakiegoś robala:

7.jpg

 

8.jpg

 

 Fajnie! Żurawie podchodzące na kilka metrów, czapla, sarny, teraz sroka... Zaczyna być coraz ciekawiej. Zadowolony z wygodnej czatowni-niewidki poszedłem do domu.

 

 8 czerwiec

  Tym razem oprócz żurawi już z rana pojawił się nowy gość:

1.jpg

 

 Posiedział chwilę w trawach i spokojnie pokicał dalej, a ja w oczekiwaniu na żurawie postanowiłem odespać zarwaną nockę. Tym razem żurawie dały się wyspać bo pojawiły się dopiero po południu i to całą rodzinką:

2.jpg

 

1.jpg

 

3.jpg

 

2.jpg

 

4.jpg

 

4.jpg

 

 Pochłonięty sesją z żurawiami nie zauważyłem że znowu przy czatowni pojawił się szarak który kontemplował uroki bagna

5.jpg

 

 Pozował dobre pół godziny, aż wreszcie się najadł i spojrzeliśmy na siebie na "do widzenia"

6.jpg

 

 i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.

 Niestety, była to ostatnia sesja w tym roku. Niedługo po tym przyszły takie deszcze, że torfowisko nie było w stanie wchłonąć tyle wody i czatownia została zalana. Długo czekałem zanim woda opadła, a potem wietrzyłem czatownię by wywiało wilgoć. Gdy buda już wyschła na tyle żeby było można z niej korzystać, sezon żurawiowy już się skończył.



#20 Maślak

Maślak
  • Użytkownik
  • 506 postów
  • Wiek: 51
  • Lokalizacja:
    Zbychowo

Napisano 19 listopada 2021 - 18:19

Wyciąć chwasta cz.1

 

 Było wrześniowe południe, żurawie chodziły gdzieś po polach żerując by nabrać sił przed rychłym odlotem. Na Żurawisku było pusto i cicho. Mimo to omiatałem uważnie przez teleobiektyw teren bagna, tym razem poszukując zielonych plam młodych sosenek i brzózek oraz szarozielonych dużych kęp sitowia. Z niepokojem stwierdziłem że przez zaledwie trzy lata pojawiło się tego dużo. O wiele za dużo. Zapamiętałem skrajne drzewa widoczne z okienka czatowni wyznaczające "scenę" i wyszedłem na torfowisko by zrobić porządek z przeszkadzajkami.

 Na początek wziąłem się za sosenki rosnące między czatownią a brzeziniakiem. Chodziłem ostrożnie, bagienne pło uginało się pod 100 kg "żywca".  W pamięci miałem widok kolegi pod którym zarwał się torfowy kożuch gdy na podobnym bagnie szukaliśmy rosiczek. Wtedy zapadł się jedną nogą i nic się nie stało, jednak gdybym się zapadł po po pas...

 Najpierw chciałem oczyścić obszar gdzie duże kępy sitowia gwarantowały grube, mocne podłoże. Najbardziej przeszkadzające, rozłożyste bonzaje rosnące wśród samych torfowców gdzie zaczynało się lustro wody postanowiłem zostawić do nadejścia silnych mrozów. Pod siekierę poszły wszystkie sosny przed czatownią od 0,5 m wzwyż, zostawiłem tylko kilka pojedynczych sztuk by było jakieś urozmaicenie na zdjęciach. Po prawej stronie czatowni przeciąłem też grubsze brzozy skutecznie zasłaniające nadchodzące od gniazda żurawie. Najwięcej roboty miałem w dość gęstym brzeziniaku rosnącym na wprost czatowni. Zacząłem od wycięcia grubszych, gęsto ugałęzionych od dołu drzewek w pasie szerokim na ok 10 m. Wycięte drzewka składałem na kupy i potem targałem pod pachą poza bagno. Po kilku takich kursach wydeptana ścieżka zamieniła się w rozciapaną breję, z tym że zamiast błota brodziło się w zupie z mchów i trzeba było nadkładać drogi by nie lało się do filcaków. Wyglądało to tak jakby między czatownią a brzeziną przeszła duża wataha dzików.

 Zziajany, z koszulą przyklejoną potem do pleców, wyłożyłem się znowu do czatowni. Rozpiąłem polara pod szyją i odczekałem kilka minut aż odparuje pot i dopiero wtedy przyłożyłem się do obiektywu bez wkurzania się o  zaparowany wizjer czy okulary. Okularnicy mają przerąbane, czas pomyśleć o kontaktach. Sprawdziłem efekty przecinki, wyglądało że będzie dobrze. Największe zielone plamy na pierwszym planie zniknęły i nie było widać żadnych śladów wycinki. Przejechałem jeszcze raz obiektywem po scenie poszukując małych, cienkich brzózek i kęp sitowia. Było tego sporo...

 Tym razem uzbroiłem się w puszkę czerwonej farby w spreju i ogrodowy opryskiwacz z randapem. W pasie szerokości ok. 15-20 metrów przed czatownią najpierw psikałem na czerwono każdą małą brzózkę i wtedy traktowałem ją randapem. W dalszej odległości od czatowni część brzozowego nalotu zostawiłem żeby nie robić z bagna przydomowego trawnika. Miałem nadzieję że oprysk chwyci - liście były jeszcze zielone, pogodynka zapowiadała dzień bez deszczu. Za trzy-cztery tygodnie przyjdę i wyłamię popsikane na czerwono pousychane badyle bez machania siekierą i bez obawy że na wiosnę to cholerstwo odbije.

 Wreszcie zostało już "tylko" sitowie które szybko niczym zaraza wdzierało się w miejsce torfowców i wełnianek. Najbardziej upierdliwa była kępa długa na 2-3 metry która skutecznie zasłaniała małe żurawie, a starym "ucinała" nogi. Wbiłem w nią świeżo naostrzony szpadel :(  Ale dziadostwo twarde  :angry: ! Machałem zaciekle łopatą dalej by rozciąć gumowatą poduchę. Po kilku minutach mokra od potu koszula kleiła się do pleców, a rozciapane od dreptania w miejscu podłoże zassało mi gumaki. Do tego wycięte kawały sitowia trzeba było wynosić w wiadrze poza bagno. Nasączone wodą bryły były za ciężkie więc ładowałem je po pół wiadra i tak kursowałem po kilkadziesiąt metrów w jedną stronę. Tego dnia wykopałem tylko tą jedną kępę, ból w plecach nie pozwolił pracować dalej.

 Do domu zabrałem tylko opryskiwacz i aparat, resztę narzędzi zostawiłem w czatowni. Za dwa-trzy tygodnie przyniosę motykę to pójdzie sprawniej.

 

                                                                                                                       *

 Chodziłem od badyla do badyla i gul mi skakał. Farba chwyciła ładnie, ale randap już nie. Wszystkie zaznaczone na czerwono pędy były nadal giętkie. Powinienem prysnąć jednak ze dwa tygodnie wcześniej. No trudno... Siekierka poszła w ruch. Starałem się ciąć jak najniżej, nie chciałem by na wiosnę z pieńków strzeliły nowe pędy więc toporek co chwila grzązł w gąbczastym torfie Po kilku minutach byłem mokry od pryskającej spod siekiery wody i błota, przez zachlapane okulary było coraz gorzej widać więc schowałem je w kieszeń po raz kolejny obiecując sobie  sprawić wreszcie kontakty. Pomimo zimnej, listopadowej mżawki buchałem parą. Bolące od ciągłego schylania się plecy zaczęły domagać się odpoczynku. Wreszcie wyciąłem ostatni zaznaczony farbą patyk, wyniosłem chrusty poza bagno i w końcu mogłem się wyciągnąć w wyłożonej grubą gąbką czatowni. Było fajnie tak sobie poleżeć w suchej budzie, ale... zaczęło się robić zimno. Przepocone od wysiłku ciuchy teraz ziębiły  a mnie naszły ponure myśli.

 Co ja tu robię?!  I po co?! Przecież jest zimna, wilgotna wolna sobota a ja ryję na tym bagnie jak po...kręcony żeby wiosną zrobić kilka zdjęć jakichś ptaków! Czy jestem normalny? Chyba nie. Rozumiem jeszcze wstać w nocy i posiedzieć na  zimnie kilka godzin, ale odkrzaczać kawał nie mojego bagna na którym nic nie posieję i nic nie wybuduję i nikt mi za to nie zapłaci, a które i tak kiedyś zarośnie - to już trąci masochizmem. Ale przez te trzy lata te nasiadówki w czatowni wciągnęły mnie jak nałóg, nawet nie zdawałem sobie sprawy jak to bagno mnie uzależniło i stało się częścią mojego życia. A zresztą jak teraz dobrze wygolę samosiejki to w przyszłym roku będzie kosmetyka. Tylko jeszcze pozbędę się tego sitowia.

 Wyposażony w siekierę, naostrzony szpadel, wiadro i dużą, solidną motykę leśną do darcia darni ruszyłem do dalszej walki z żywotną, agresywną naturą. Małe kępki situ podważałem motyką i łopatą ładowałem do wiadra, większe kępy rąbałem siekierą na mniejsze kawałki. Usuwałem systematycznie każdego "jeża" w pasie ok 20 x 50 m. Dwie-trzy łopaty nasączonych wodą brył i kurs z ciężkim wiadrem kilkadziesiąt metrów w rozdeptanym grzęzawisku do zielonobrunatnej pryzmy rosnącej powoli w wierzbinie rosnącej między bagnem a polem.

 Wreszcie ostatnie dzisiaj wiadro. Wyciągniętą ze stawów od noszenia ciężarów ręką otarłem zalewający oczy pot. Oparłem się o budę odciążając moje pokrzywione, bolące plecy i zdrętwiałą już nogę której już prawie nie czułem i rozejrzałem się po placu boju. Czy warto było tak się wysilać? Wiedziałem że po kilku dniach odpoczynku i odpowiednio dobranych ćwiczeń plecy przestaną boleć, ale czy na wiosnę nie przybędzie znowu za dużo przeszkadzajek? Eee..tam, tym będę się martwił za kilka miesięcy.

 Patrząc na rozdeptane bagno i tak sobie rozmyślając nad tym moim durnym fotograficznym hobby zrazu niezauważalnie, ale coraz bardziej natrętnie coś nowego zaczęło mi chodzić po głowie. Coś, o czym myślałem już w trakcie projektowania czatowni. Zimowa zasiadka na drapole!

 

                                                                                                                       *

Miejscówka i czatownia były przede wszystkim do focenia żurawi, jednak zdawałem sobie sprawę że z czasem wałkowanie jednego tematu może się znudzić i jak wielu innych początkujących fotomaniaków podziwiających kadry z zimowymi bielikami i walczącymi myszakami chciałem w przyszłości zmierzyć się z tym tematem. Jednak okazało się to dość trudne.

 Gdy wystawiłem czatownię trzy lata temu było mroźnie i bezśnieżnie, pogoda dobra na drapole, a buda dość wygodna i sucha. Po ustawieniu czatowni wszedłem pewnie na bagno, przecież dzieciarnia już od kilku dni szalała na wiejskim stawie. Jednak Żurawisko to nie staw, torfowisko uginało się pod moim ciężarem, a nogi grzęzły w podłożu. Stałem kilka metrów od brzegu i móżdżyłem dlaczego tutaj jest tak mokro pomimo mrozu. No tak! Przecież gąbka z mchów i kołderka ze zwiędłego ziela okazała się dobrym izolatorem przed mrozem. W tym miejscu nie wyłożę przynęty, ale to nie szkodzi - przecież to jest miejscówka na żurawie.

 Gdy wiosną poszedłem na pierwszą zasiadkę otworzyłem oba okienka czatowni. Przez górne miałem fajny widok na Żurawisko - łan szarozielonych traw, nieco dalej malownicze, biało-zielone brzózki, nieco dalej, po prawej, kilka rozłożystych sosenek wyglądających jak przerośnięte bonzaje. Fajny widok, jest ok- będzie ładne tło dla żurków. Położyłem się przy dolnym okienku - masakra. Jednolita szarozielona ściana turzyc i wełnianek nie dawała żadnych szans na zrobienie  jakiegokolwiek zdjęcia. " Chyba  że przejechał by tu ciągnik z rotacyjną"- pomyślałem ponuro i zamknąłem niepotrzebne, jak mi się wówczas wydawało, okienko. Jednak pierwsza sesja z żurawiami, choć raczej nieudana, dobrze rokowała na przyszłość i przestałem marzyć o drapolach. Przynajmniej na razie, bowiem gdy jesienią żurki odleciały i pojawiły się na forum nowe zdjęcia myszaków znowu zacząłem kombinować z tym tematem.

 Początkowo planowałem wystawić na bagnie paletę do wykładania przynęty, jednak z perspektywy górnego okienka nie dało by się jej zamaskować. W akcie desperacji którejś soboty wszedłem rano kilka metrów  w uginające się bagno i wyszukałem największy i najgrubszy łan turzyc przed czatownią i cisnąłem tam kurzy korpus. Głośny plusk oznajmił że kurczak utopił się w bagnie razem z marzeniami o "drapolowaniu".

 

                                                                                                                       *

 Wreszcie przyszły mrozy, sypnęło też śniegiem. Czas dokończyć odchwaszczanie sceny. I przy okazji coś sprawdzić... Tym razem poszło szybko i sprawnie, do pomocy miałem młodszego syna z odpowiednim sprzętem. Do wycięcia zostały spore sosnowe bonzaje rosnące na skraju torfu i wody. Silny, długotrwały mróz skutecznie utwardził resztki wodnego rozlewiska pozwalając na bezpieczne podejście do drzew. Młody odpalił swoją małą ogrodniczą "motorżogę" i wkrótce największe przeszkadzajki zniknęły. Zostało kilka sztuk małych sosenek które nie mogły zasłonić nadchodzących żurawi a jeszcze dodawały w sezonie urozmaicenia w krajobrazie. Byłem zadowolony - na scenie zrobiło się jaśniej i przestronniej. Za to syn był zawiedziony - pilarkę zatankował do pełna, a ściął zaledwie kilka drzewek. On i jego ulubiona zabawka dopiero się rozgrzali. A i bez tego pół litra paliwa w zbiorniku lżej będzie wracać do domu :). Wykorzystałem zapał syna i poszliśmy jeszcze bardziej przerzedzić brzeziniak. Tu już poszło wolniej, brzózki trzeba było ciąć jak najniżej i prowadnica wiele razy wjechała w podłoże i piła (a przy okazji syn) solidnie uciapała się błotem. Ale ostrzenie łańcucha i czyszczenie piły to pikuś w porównaniu do machania siekierą po sprężynujących pędach. 

 Wreszcie silnik wyssał paliwo i zdechł. Młody, uchachany po pachy z dokonanej rzezi raźno wziął się do pomocy w wynoszeniu chrustu i wnet na bagnie nie zostało śladów po "kosmetyce" poza wydeptanymi w śniegu ścieżkami.

 Wszedłem do czatowni i po trzech latach otworzyłem owo niepotrzebne dolne okienko. Założyłem aparat na statyw i tym razem ujrzałem białą połać popstrzoną brązowymi kępami uschłych traw, a za nią rozmyte, pionowe biało-szare smugi brzeziniaka. I, o dziwo! żadnych śladów ludzkich stóp. Wyjrzałem przez okienko gołym okiem. Stratowane przez wynoszenie chrustu trawy leżały wdeptane w śnieg nie ograniczając widoczności. To, czego nie rozdeptaliśmy, leżało  przygniecione śniegiem tworząc niskie garby... za którymi można ukryć wyłożoną przynętę. Tylko gdzieniegdzie zachowały się większe kępki siana. Wyszedłem z czatowni i rozdeptałem je po czym znów zaległem przed aparatem. Z tej perspektywy  w ogóle nie było widać wydeptanych ścieżek. W wizjerze wszystko wyglądało naturalnie, tak jakby nigdy nie było tu człowieka.

 Chwała i wielkie dzięki temu kto doradził dwa okienka w czatowni :notworthy:

 

 

1.jpg


Użytkownik Maślak edytował ten post 19 listopada 2021 - 18:23





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych